Druga stówka pękła :(

Po uzupełnieniu danych w arkuszu kosztów moim oczom ukazał się widok: 201 851,92 PLN. Nie wiem czy się cieszyć czy smucić, wydatki nabierają tempa. Pierwsza stówka – dwa lata, druga kolejny roczek. Trzecia, czwarta, piąta, szósta …. ooppss.

W weekend popracowaliśmy z Leszkiem trochę w piekarniku i na patelni. Chyba kupię sobie termometr, bo ciekawi mnie ile jest stopni wewnątrz kadłuba na słoneczku, gdy w cieniu jest pełna trzydziecha. Pokładu nie dawało się dotknąć gołą ręką 😉

Raniutko w sobotę wskoczyłem na motorek i pojechałem do Leszka, po drodze zajechałem 20km w bok do miejscowości Fijałkowo (koło Przasnysza). W najbliższy weekend jedziemy z Wiesią na zlot motocykli Kawasaki Vulcan do Fijałkowa właśnie. Zlot jest organizowany przez klub Vulcaneria.pl. Chciałem zobaczyć gdzie to jest i w ogóle… Do stoczni dojechałem ok 10:30.

Ubrany w nowiutkie ubranko robocze firmy LEBER&HOLLMAN przystąpiłem do pracy. Z tymi ubrankami też jest bardzo ciekawie. Można by pomyśleć ubranko jak ubranko, każde takie same. Okazuje się, że jednak są różnice i to  znaczne. I nie mam tu na myśli różnicy w cenie. Moje pierwsze ubranko to była właśnie L&H – służyło mi prawie dwa lata. Potem pomyślałem, że L&H, są trochę drogie, to kupię jakieś ładne, ale tańsze. Komplet L&H kosztuje prawie 200PLN. Poszukałem i znalazłem inne – takie za 130 PLN komplet. Na początku było OK, ale po zdaje się czterech sesjach już się rozpadło, ostatecznie wyglądałem jak łachmaniarz. Wiesia jak to zobaczyła kazała wywalić do śmieci. Potem zapomniałem kupić nowe. Pracowałem więc w starym dresie, ale krótko, bo już po jednym dniu przepalił się od iskier ze szlifierki. Wypalałem sobie dziury w kolanach. Wróciłem do L&H i raczej przy tej marce pozostanę. Uwaga to nie jest Product Placement L&H – choć z drugie strony mogli by coś kapnąć na biednych stoczniowców, szczególnie biorąc pod uwagę tytuł niniejszego posta  🙂

Leszek odebrał mi z Zakładu Żarna wypalone laserem części do wykonania schowka na ster strumieniowy. Postanowiłem, że dla dodatkowego bezpieczeństwa ster strumieniowy będzie zamknięty w wodoszczelnej komorze. Może to nieco pogorszy mu warunki chłodzenia, ale wolę mieć dodatkowe zabezpieczenie na wypadek jakiegoś rozszczelnienia. W tym momencie Fayka będzie miała dwie wodoszczelne komory przeciw-zderzeniowe. Jedna to wodoszczelna komora łańcuchowa, druga to ta właśnie komora ma ster strumieniowy. Odebrane elementy to dwie ramki oraz pokrywy. Wszystko ładnie spasowane – jak to po laserku. Ramki najpierw nagwintowałem – raptem cztery godziny pracy, potem wspawałem mocując je w kadłubie. Leszek wszystko elegancko pospawał „na głucho”. Klapy pasują jak ulał. Przy tej pracy zeszła nam całą sobota. Wieczorem sympatyczny grilik u Tomka i Marwiki.

Raniutko w niedzielę pobudka o 5:00, póki jeszcze chłodno, kawka i do roboty.

Dociąłem teowniki do szkieletu mocowania podłóg i pozdejmowałem gretingi z OSB  zapewniając Leszkowi frot robót.

Sam zabrałem się za nierdzewki.

Leszek odebrał mi od Pana Tokarza elementy wytoczone z nierdzewki. Były to trzy rodzaje elementów:

  • 100 szt. „grzybków” – tulejka z kołnierzem nagwintowana od góry gwintem M10. Służy do wspawania w pokład. Następnie do niej można przymocować cokolwiek. Ucho, zaczep, reling, czy szyny do szotów – to ostatnie za chwilę
  • czopy do zakończenia rurek
  • oraz łączniki daszku bimini. Przykro mi to pisać, ale chyba z pośpiechu Pan Andrzej od nierdzewek nie popisał się i odpadł mi element łączący rurki daszka bimini. Przy oględzinach okazało się, że był bardzo króciutki i przyspawany na słowo honoru. Za namową Leszka odcinamy wszystko, wstawiamy nowe elementy i zaspawujemy na sztywno. Wolałbym by daszek czy spoiler nie odleciały mi gdzieś na oceanie – w siną dal, przy byle dziewiątce.

Leszka zaprzyjaźniony Pan Tokarz ładnie to wszystko wytoczył.

Tym razem nie dawałem do Zakładu Żarna, bo Panowie są tak zarobieni, że nie zostaje im nic a nic czasu dla mnie. Trochę mi smutno, bo jak kryzys szalał to zlecenia od takiego klienta jak ja (czytaj płacącego natychmiast), były miłe. Teraz, gdy zamówień dużo, ja ląduję na spodzie górki z pracami do obróbki. Jestem trochę bezradny, bo mam sporo rzeczy zleconych – obsadki do stójek relingu, drabinkę/trap, poszycie steru, kompletny dziób z rollerami kotwicy i bukszprytem. Tematy leżą już od początku października ubiegłego roku. Zaraz będę zablokowany z robotą. De facto nie wiem co mam robić – mogę tylko błagać na kolanach i ponarzekać na blogu. No i dzwonić co dwa dni, aż przestaną odbierać moje telefony.

Zacząłem osadzać szyny do wózków szotów foka. Te szyny to tzw. T-Track 32mm – jedna z najpopularniejszych szyn na jachtach 32-50 stóp. Zabawa z mocowaniem takiej szyny polega na tym, że trzeba wywiercić 26 otworów oddalonych od siebie o równo 100mm usytuowanych w jednej linii. Każdy, kto kiedykolwiek coś takiego robił wie, że ręcznie jest to praktycznie niemożliwe. Dlatego zamówiłem u Panów z Zakładu Żarna przyrząd do tego celu. Ten przyrząd to 2,5 metrowa „linijka” z wypalonymi laserem otworami – kompletem 8mm, oraz drugim kompletem 10mm. Wystarczyło tylko tę linijkę umocować na półpokładzie – dwie śruby na końcach, potem tylko wiertarką pyk, pyk, pyk i otworki równiutko powiercone. Później w ruch poszła otwornica. bo potrzebna średnica otworu pod „grzybki to” 22mm. Jedną otwornicą wwierciłem jakieś 30 otworów – potem straciła wszystkie zęby. Potem wziąłem drugą, rozwaliłem ją po dwóch otworach. Na koniec Leszek nie wytrzymał i wziął trzecią. Co fachowiec to fachowiec, gładko dokończył resztę otworów tracąc tylko jeden ząb (w otwornicy ma się rozumieć).

Później w te otworki włożyłem grzybki z nierdzewki, przykręciłem do nich listwę T-Track. To ustawiło wszystkie grzybki w idealnej pozycji. Następnie przyłapałem każdy grzybek spawarką (pamiętacie, że  to się z niemieckiego nazywa heftowanie). Odkręciłem szynę i grzybki są gotowe do spawania. Leszek w tym czasie gotował się wewnątrz w kadłubie spawając podłogę.

Prawa szyna nie poszła tak gładko, niestety pokład pofalował się od mojego spawania ostatniego otworów pod nawiewniki. Szyna nie dała by się dopasować. Musiałem wszystko porozcinać i będę to dziadostwo prostował. Niestety słoneczko tak dawało, że uznaliśmy z Leszkiem iż jeszcze godzina, a będą nas wywozić karetką. Zarządziliśmy fajrant. Dokończę za dwa tygodnie, bo za tydzień Fijałkowo….

Przyszła też przesyłka z Marineworks z kompletną linią wału śruby oraz systemem redukcji drgań Aquadrive – to ostatnie to bardzo ciekawy patent z przegubem homeopatycznym ooppss przepraszam homokinetycznym. Opiszę przy okazji mocowania wału w kadłubie.

Szczegóły odnajdziecie jak zwykle na fotkach.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona dwudziesta druga i trzecia)
Ten wpis został opublikowany w kategorii Gotowe. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *