Malowanka 4.0

Dawno, dawno temu, za siedmioma systemami operacyjnymi był sobie program Malowanka 2.0….

To nie żart, ponad piętnaście lat temu jakiś programista napisał klona Painta, nawet nazwę sklonował. Trochę się z Pawłem podśmiewaliśmy i z nazwy i z idei.

Dzisiaj (a jest środa 16-ty listopada 2011r), gdy wreszcie rozpocząłem malowanie kadłuba, nie wiem czemu przyszła mi do głowy ta nazwa. Zaplanowałem cztery dni i stąd tytuł posta 😉

Zgodnie z zaleceniami panów cynkarzy pierwszą warstwę podkładu położyłem pistoletem rozcieńczając rozpuszczalnikiem w stosunku 1:1. Generalnie bardzo rzadką farbą. Chodzi o to, by wsiąkła dobrze w cynk. Pierwsza warstwa jest malowana kolorem czarnym. Na tę warstwę pójdzie kolejna już nakładana wałkiem – też czarna. Ponieważ szpachla występuje tylko w kolorze szarym, dla kontrastu podkładówka musi być ciemna. Na tę warstwę podkładu pójdzie szpachla, szlifowanie i kolejny podkład tym razem szary, by kontrastował z farbą nawierzchniową (granatową).

Samo malowanie było dość przyjemne. Najfajniejsze jest wdychanie toluenu i ksylenu z rozpuszczalnika. Człowiek od razu ma lepszy humor – choć widziałem tylko jacht, nic więcej, Może to maseczka na twarzy nie pozwoliła mi w pełni docenić radości doświadczanej przez młodych wąchaczy.

Jutro przygotuję pokład, pomaluję wałkiem burty, a pistoletem pokład od góry.

Jak postanowiłem tak zrobiłem we czwartek i w piątek pomalowałem burty wałkiem, pokład pistoletem i raz wałkiem. Burty są czarne, a pokład szary. Wnętrza nie dałem rady, ale jest wyczyszczone – dzięki mojemu bratankowi Damianowi i czeka na pomalowanie. Niestety cynk okazał się być bardzo chłonny i zabrakło mi farby. Skeg i tylna część dna jest jeszcze niepomalowana. Farbę domówiłem, czekam.

Jak tylko przyjdą farby, a ja wrócę z Brazylii to dokończę malowanie. Zakupiłem też 500 litrów oleju opałowego do ogrzewania namiotu i poprosiłem Damiana by dolewał go do nagrzewnicy przez tydzień. Chcę by mi dobrze wyschła ta farba którą już położyłem.

Zapłaciłem też za kotwice – czekam na dostawę. Następny post poświęcę w całości kotwicom Rocna – mam nadzieję, że nabierzecie przekonania do tego ciekawego wynalazku.

Ster nadal „się robi”, choć chętnie bym go zamontował. Cisnę Panów z Zakładu Żarna codziennie, ale to twardziele – nie dają się 😉

W międzyczasie Leszek zaspawał skeg na gotowo. Nalaliśmy do niego wody by sprawdzić szczelność. Było prawie dobrze. Zawsze, gdy piszę „prawie dobrze” przypomina mi się prospekt emisyjny jednej ze spółek z GPW, gdzie w opisie członka zarządu, było napisane – cytuję „… Nie karany, za wyjątkiem wyroku za poświadczenie nieprawdy…” Tak nie żartuję możecie sobie sprawdzić.

Tak więc nasze prawie dobrze oznaczało, że woda ciekła z kilkunastu malutkich dziurek. Ale to niestety uroda spawania cynkowanych powierzchni, nawet po oczyszczeniu – a nie zawsze da się oczyścić dokładnie, drobiny cynku „gotują się” powodując porowatość spoin. Trzeba to oczyszczać i znowu zaspawywać. Ale ostatecznie jest OK. To chyba zakończyło gehennę Leszka z co-weekendowym spawaniem przy Fayce. Nie dziwię się mu, że już chyba miał dość. Ale jak mówią włosi ze spawaniem już Punto Finito.

Na fotkach zobaczycie efekty malowania wstępnego – takie plamiaste czarno-szare cóś, zobaczycie ile puch z farbą zużyłem, jak sobie nagrzewałem puszki z farbą, by chciała dać się rozmieszać oraz efekt malowania wałkiem, podstawowa warstwa podkładu – na to przyjdzie szpachla i kolejny podkład.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona trzydziesta trzecia i czwarta)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Gotowe. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *