Kokpitu ciąg dalszy

Ubiegły weekend zaczął się niefajnie, po kwietniowej porze „suchej” nadeszła majowa pora deszczowa. Jak wyjeżdżałem do Leszka to trochę kropiło, potem było już gorzej. Deszcz przeganiał mnie z Fayki łącznie z pięć razy, spawanie mokrej blachy też jest zabawne, prąd kopie, elektroda się klei itd.. Ale cóż twardziochem trzeba być nie mięciochem.

Leszek zakupił mi trzy arkusze blach #3mm 2000 x 1000mm, więc miałem materiał na budowę kokpitu. Sobota zeszła mi na budowie oparć do siedzeń kokpitu, a w zasadzie ich zewnętrznej części. Postanowiłem wykonać oparcia jako podwyższone. Wygodniej się się siedzi z wyższym oparciem. Jacht zgrabniej wygląda, bo nadbudówka płynnie przechodzi w oparcie, osoby siedzące w kokpicie są trochę bardziej osłonięte od wiatru i dodatkowo w tych oparciach można zrobić fajne schowki. W lewym zaprojektowałem schowek na szczotki, mopy, ścierki płyny do czyszczenia itd całą „ręczną” galanterię czystościową. W prawym z uwagi na ograniczenie miejsca (nie chcę obniżać sufitu we własnej kapitańskiej kabinie) będzie schowek na zwijany wąż do spłukiwania pokładu typu Jabsco Washdown Hose, wsparty pompą i armaturą umożliwiającą zasilenie z wody zaburtowej lub miejskiej.

Jak więc wspomniałem całą sobotę spędziełm budując te oparcia i uzupełniając pokład w części rufowej. Wyszło naprawdę ładnie.  Niestety ok 17-tej nadeszła potężna burza z piorunami i wypędziła mnie do domu. Resztę soboty spędziłem przy komputerze projektując w AutoCAD okna do nadbudówki. Leszek miał prace przy samolocie więc pracowałem sam. Zresztą trochę nie mam sumienia, tak go nieustannie wykorzystywać. Chłopak, przeze mnie  nie ma wcale wolnego, bo zajmuję mu każdy weekend.

Niedziela zaczęła się bardzo wcześnie, wstałem ubrałem się w roboczy garniturek o 5:30 wypiłem kawkę i do pracy. Łącznie popracowałem prawie dwanaście godzin. Zająłem się budową ścianek i podłogi kokpitu. Robota prosta choć żmudna. Wymierzanie, wycinanie, dopasowywanie, wspawywanie, wycinanie, dopasowywanie, wspawywanie i tak w kółko. Miałem już rozmierzone szblony na postument: chyba wybiorę JEFA RP150 w wersji z cięgnem stałym i linearnym siłownikiem autopilota, więc wszystko ładnie dopasowałem. Trochę było też fitnes’u,  bo musiałem sam nosić  blaszki kupione przez Leszka. Jedna ma objetość  2000 x 1000 x 3 mm = 6 milionów milimetrów sześciennych, co przy ciężarze właściwym żelaza równym 7,8mg/m3 daje czterdzieści sześć milionów osiemset tysięcy miligramów.  No dobra po ludzku to 46,8 kG sztuka. Około 10-tej dołączył Leszek i zaczął spawać migomatem pokład. Szło jak burza jeszcze jeden dzionek i pokład będzie pospawanay. Ja z kolei wybudowałem cały kokpit. czyli siedzenia, dno, scianki. Zostały oparcia i schowki oraz część pod postumentem, w której będzie schowany układ ciegien do steru. Jak zwykle burza przegnała nas z jachtu i to zakończyło prace na ten tydzień.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona siódma)
Ten wpis został opublikowany w kategorii Gotowe. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *