Jak będzie gotowe to się dowiesz…

Jeszcze w czasie podróży z Petersburga próbowałem ustalić jakiś scenariusz naprawy kuchni. Bez możliwości gotowania na jachcie żyje się nieco mniej komfortowo niż przywykłem, nawet mając plazmę. Tym bardziej, że w perspektywie był zaraz rejsik DKJ z Darią Karolem i Jerzykiem – naszym malutkim wnuczkiem. Bez kuchni – ani rusz.

Oficjalnym dystrybutorem Wallas na Polskę jest firma MarcoMarine ze Szczecina.

Ja jednak w ramach kompleksowej obsługi dostaw zakupiłem ją w innej firmie. A ta firma nie korzysta z oficjalnej sieci dystrybucji, tylko zaopatruje się u Lindemann’a.  Podobno z typowymi produktami nie ma najmniejszego problemu, bo Lindemann jest na tyle duży, że może dać na wymianę nowe elementy i cały proces trwa parę dni.

Ale…

Kuchenka Wallas z piekarnikiem i wyposażeniem, to jednak nie jest typowy produkt. Do tego kosztuje około szesnastu tysięcy złotych. Oczywiście nie było kuchni na wymianę pod ręką. W takim wypadku sprzęt musi pojechać do serwisu Lindemann do Niemiec. Robi go dla nich jakiś podwykonawca.

Umówiliśmy się z moim dostawcą, podjechał do mariny dostawczakiem, ja wymontowałem kuchnię, zapakowaliśmy ją i została wysłana spedycją do Bremen. Kuchenka wyjechała 25 czerwca, a w piątek 26-tego była już w serwisie. Do tego przygotowałem dokładny opis instalacji i problemu, by serwis mógł łatwiej dowiedzieć się co i jak. A wyglądał on następująco (w tłumaczeniu):

  1. Urządzenie jest podłączone do zbiornika rozchodowego.
  2. Instalacja jest wykonana rurkami miedzianymi o średnicy zewnętrznej 10mm.
  3. Zbiornik rozchodowy znajduje się w odległości 3m od kuchni, 0.5m powyżej.
  4. Zbiornik rozchodowy posiada prawidłowe odpowietrzenie.
  5. Na lini paliwowej jest zainstalowana pompka napełniająca (typu gruszka jak w silnikach zaburtowych)
  6. Cale urządzenie (kuchnia i piekarnik) pracowało doskonale przez trzy tygodnie
  7. Teraz piekarnik pracuje.
  8. Kuchenka nie pracuje.
  9. Gdy zostanie ręcznie napompowana, kuchenka startuje, ale po paru minutach przestaje i obie diody zaczynają błyskać.
  10. W tym momencie kuchenka bardzo dymi z rury wydechowej.
  11. Nie słychać charakterystycznego cykania gdy kuchenka jest włączona (jak było wcześniej).
  12. Wygląda to na problem zasilania w paliwo – zepsuta pompa lub coś podobnego.
  13. Pojawiły się małe wycieki paliwa (pojedyncze krople) pod kuchenką na górnej płycie piekarnika.

Po paru dniach zacząłem męczyć o jakąkolwiek informację. Czwartego lipca dostałem odpowiedź na mój opis. Wynikało z niego, że instalacja jest wykonana nieprawidłowo. Rurki zasilające mogą mieć średnicę wewnętrzną nie większą niż 1.9-2 mm. Pobór paliwa w urządzeniach tego rodzaju – kuchnie, piekarniki, ogrzewania, nagrzewnice (jak choćby  Webasto) prawie zawsze opiera się na zjawisku kapilarnym i rurki muszą być cieniutkie. Grube rurki przy zbiorniku położonym powyżej powodują nieustanne zalewanie kuchni paliwem. W takiej instalacji konieczne jest też zamontowanie elektrozaworu przy zbiorniku. Odcina on dopływ paliwa w momencie wyłączenia kuchni. Elektrozawór zabezpiecza system przed wylaniem paliwa wskutek zjawiska lewarowania hydraulicznego przy uszkodzeniu wężyka lub zaworu w kuchni. Sytuację dodatkowo pogarszał fakt zamocowania pompki. Kuchenka została wręcz zamęczona nadmiarem paliwa. Ponieważ kuchnia jest dość odporna, wytrzymała trzy tygodnie, a potem padła. Piekarnik ponieważ był używany mniej intensywnie jeszcze nie padł.

Zatem Wysoki Sądzie… winny jest – Sławek!

Napisałem, że trudno proszę w takim razie o naprawę na mój koszt.

Po tygodniu czekania napisałem kolejnego maila z pytaniem, kiedy będzie znana diagnoza uszkodzeń w kuchence, potem kolejnego i kolejnego. Biedny sprzedawca przesyłał te maile pomiędzy mną a serwisem. Zero odpowiedzi. Gdy zapytałem zdecydowanie o termin postawienia diagnozy, nawet nie śmiałem pytać o termin naprawy, dostałem odpowiedź jak w tytule: „Jak będzie gotowe to się dowiesz.” Punto, finito. Było to 16-tego lipca. Równo trzy tygodnie od wysłania kuchenki do serwisu. A nawet do niej nie zajrzeli.

Trafił mnie jasny szlag.

Było to już w trakcie rejsu po zatoce z DKJ. Ratowaliśmy się kupioną w EURO RTV elektryczną kuchenką. Została na Fayce jako backup.

Zażądałem, by natychmiast odesłano do mnie kuchenkę. Odesłali i skasowali mojego dostawcę 160 EUR za transport i pracę pana serwisanta (sic.) Może to tak buduje się siłę niemieckiej gospodarki? Żeby było jasne nie mam pretensji do sprzedawcy (jako osoby), bo obsługa z jego strony jest wzorowa. Ale gdzieś szwankuje współpraca posprzedażna i serwisowa. I opisuję to, nie po to by odstręczać kogokolwiek od zakupów w tej firmie tylko dla informacji jakie problemy mogą się pojawić. A może właściciele lub zarząd to przeczytają i wyciągną wnioski?

W międzyczasie nawiązałem kontakt z MarcoMarine i próbowałem ustalić, co mogło się stać. Kompetentny i sympatyczny pan powiedział, że prawie na sto procent kuchenka jest zalana i zafajdana sadzą. Powiedział, że naprawa jest prosta i nawet producent zachęca użytkowników, by sami umieli zrobić podstawowy serwis. To się rzadko zdarza u producentów. Myśląc o dalekich podróżach doszedłem do wniosku, że muszę umieć zrobić taki serwis. Pan to potwierdził. Wyjaśnił mi, że kuchenka ma trzy, cztery części, które się zużywają. Ale to dopiero po dwóch, trzech tysiącach godzin pracy – czyli po dwóch, trzech latach. Zaczął mnie namawiać bym sam to rozebrał. Ponieważ kuchenka i tak była wymontowana, spytałem, czy nie mógłbym podjechać z nią do ich serwisu i tam asystować przy naprawie. Zapłaciłbym za naprawę, części i szkolenie. Pan się zgodził. Ustaliliśmy termin na 24 lipca.

Raniutko 24-tego zapakowałem kuchenkę do Wiesi auta (moje było używane przez DKJ) i wyruszyłem „aleją radarów” z Gdańska do Szczecina. Na drodze tam i z powrotem złapałem tylko jedną fotkę i to zaledwie na dwie stówy.

O jedenastej byłem przed biurem MarcoMarine.

Kuchenka wylądowała na stole. Pan zaczął ją rozkręcać, a ja obserwować. Uwielbiam takie sytuacje, gdy coś rozkręcamy i nie wiemy, że wystarczy włożyć od spodu w małą dziureczkę spinacz biurowy i obudowa się otworzy. My zaś przez godzinę wykręcamy wszystkie śrubki i odłamujemy plastikowe zaczepy, bo zabraliśmy się od „d..y strony”. To samo było z kuchnią. Wystarczyło położyć ją do góry nogami i był wygodny dostęp do wszystkiego 😉

Kuchnia Wallasa (piekarnik i ogrzewanie też) używają jednakowego we urządzeniach systemu spalania paliwa. Palnik jest prosty jak budowa cepa. Na dnie okrągłej puszki stalowej (nierdzewnej) o średnicy kubeczka (ok 8cm) i wysokości 4cm, znajduje się dopasowany krążek z maty szklanej. Ten krążek jest przyczepiony sprytną sprężynka z drutu, by nie fruwał. Z boku puszki znajdują się cztery elementy – wtryskiwacz (w formie chamskiej cieniutkiej stalowej rureczki), świeca żarowa, iskrownik oraz czujnik temperatury. Z wtryskiwacza pojedynczymi kroplami paliwo jest „psikane” na matę szklaną. Z tej maty odparowuje i spala się wewnątrz puszki. Wentylatorek odprowadza ciepło i spaliny po płycie i do rur wydechowych.

To wszytko w temacie konstrukcji.

Reszta to obsługa i bajery – świeca żarowa ogrzewa puszeczkę, by odpalić kuchnię, iskrownik zapala paliwo przy uruchamianiu, czujnik temperatury informuje co się dzieje w palniku. Do tego elektronika odpowiadająca za diagnostykę, regulację temperatury, dozowanie paliwa, chłodzenie, pompę, zawór, uruchamianie, komunikację z użytkownikiem itd.

Serwis obejmuje kontrolę stanu maty szklanej w palniku, jej wymianę, ewentualnie wymianę świecy żarowej. Reszta w zasadzie się nie psuje. Albo Pan o tym nie wie. Więc na jachcie trzeba mieć zapasową matę, świecę, może do tego czujnik temperatury, pompę paliwową i jest się zabezpieczonym na 99,99% przypadków serwisu/awarii.

Po rozkręceniu okazało się ze cały palnik, mata, okolice są zalane paliwem i zafaflunione sadzą. Pan wszystko wyczyścił, osuszył. Po obejrzeniu maty stwierdził, że jest OK, w sumie trochę brudna od sadzy, ale to się wypali w czasie normalnej eksploatacji. Szkoda wymieniać w tym momencie. Następnie złożył kuchnie, uruchomił. I co – zadziała od razu. Chwilkę pochodziła, wypaliło się w niej co miało wypalić – no i pracuje jak należy. Ufffff.

Całość , ze szkoleniem, wyjaśnianiem czeladnikowi Sławkowi co i jak, trwało niecałą godzinę. Gdy zapytałem ile jestem winny – usłyszałem – pięćdziesiąt złotych. Gdyby nie droga do Szczecina – 300 PLN na paliwo plus 200 PLN na mandat to operacja nie była by zbyt kosztowna. Zakupiłem dodatkowo matę na zapas oraz dwa zestawy poboru paliwa, by zamontować właściwe rurki.

Firma MarcoMarine trafiła na moją listę ulubionych. Polecam serdecznie.

Po powrocie zamontowałem kuchnię, zrobiłem właściwą instalację paliwową. Od tej pory kuchnia działa bez zarzutu. A jesteśmy po dwóch rejsach (razem prawie cztery tygodnie) oraz eksploatacji w marinie. Piekarnik trochę dymił, bo on nie był oczyszczany, więc musiał się sam wypalić, ale teraz jest OK.

Po chwilach zwątpienia znowu jestem zadowolony z wyboru tej kuchni. Oczywiście jest trochę mała, ma tylko dwa palniki, uruchamia się dość wolno, jest wrażliwa na bardzo wyładowane akumulatory. Gdy napięcie na nich spadnie poniżej 11 V kuchnia nie odpali się. Ale to i tak jest ostatni dzwonek by uruchomić ładowanie akumulatorów, gdy nie chcemy ich zniszczyć.

Zalety tej kuchni przeważają: nie ma gazu (który jest niebezpieczny, a różnych krajach są różne rodzaje butli, zresztą gaz nie wszędzie jest dostępny), paliwem jest diesel (na jachcie zawsze dostępny), brak jest otwartego ognia, uruchamianie jest proste – kliknąć przycisk, ładnie wygląda (dla mnie), łatwo się czyści, nie zawilgaca wnętrza jachtu(wręcz je osusza wskutek wymuszonego obiegu powietrza), łatwo się reguluje temperaturę – pokrętło, jest zintegrowana z piekarnikiem, dobrze działa na przechyłach, zużywa bardzo mało paliwa, nie śmierdzi, nie kopci, wylatujące na burcie spaliny są chłodne – nie spalą odbijacza (jak na Elowyn wylot z Webasto).

Oczywiście dla wielu cena będzie zaporowa. Dlatego pewnie Pan z MarcoMarine powiedział, że ludzie kupują głównie same kuchenki, a takie wypasione wersje z piekarnikiem sprzedają maksymalnie 2-3 sztuki rocznie.

Jak na razie kuchnia działa, jest pod moją stałą obserwacją, będę meldował na bieżąco co i jak.

Fotek brak.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Gotowe. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

13 odpowiedzi na Jak będzie gotowe to się dowiesz…

  1. Bodek pisze:

    Sławciu od biedy to jajecznicę możesz usmażyć na bloku Volvo Penta 😉 !

    P.S.
    Czytam z ogromnym zainteresowaniem i czekam na dalsze doniesienia 🙂 !!!

  2. kuba pisze:

    Witam serdecznie Pana,
    Interesuje mnie sprawa kuchenki i piekarnika. Jestem aktualnie na etapie remontu jachtu i cały czas zastanawiam się nad wymianą kuchenki – aktualnie mam zainstalowaną gazową z piekarnikiem. Już dużo wcześniej nim przeczytałem w Pana komentarzach myślałem o zakupie właśnie kuchenki z piekarnikiem Wallas jednak właśnie po przeczytaniu wcześniejszego opisu mój zapał został osłabiony Pana komentarzem, że wymieniona kuchenka wolno się nagrzewa, nie wspomnę o tylko dwóch palnikach- może zainstalować dwie płyty ?.
    Czy może Pan opisać jak kuchenka i piekarnik się sprawują w czasie normalnego użytkowania ?, czy da się ugotować na tym normalny obiad dla kilku osób i nie wiem – upiec w piekarniku kaczkę czy jakieś ciasto ?
    Może lepiej zainstalować normalną indukcyjną płytę i piekarnik zasilane z agregatu ? Będzie i gotowanie i dodatkowo możliwość podładowania akumulatorów.
    Czekam na Pana opinie i oczywiście wszystkiego dobrego.
    Z poważaniem,
    kuba

  3. Slawek pisze:

    @Bodzio@ na silniku się nie da, akurat chłodzenie silnika działa na Fayce znakomicie 😉

    @kuba@ Cóż to jest temat rzeka. W świecie technicznym nie ma czegoś takiego jak obiektywnie najlepsza rzecz. Jak choćby pytanie „A jaki jest najlepszy silnik?” Do czego, do jakiego jachtu, na jakie podróże, jaki użytkownik itd itd itd. Dlatego moje opinie o czymkolwiek zawsze należy odnosić do mojej konkretnej osoby, jachtu, wymagań i oczekiwań. Opiszę więc jak ja to widzę.

    Sprawa pierwsza. Kuchnia Wallas model 87 D na Fayce całkowicie spełniła moje oczekiwania, jestem z niej bardzo zadowolony i nie zamieniłbym na inną. Może za jakiś czas zmienię swoje zdanie, ale proszę mnie zapytać np. z dwa lata.

    Teraz wyjaśnienie:
    – gdy kuchnia jest w końcu prawidłowo zasilona w paliwo – uruchamia się bez żadnych problemów. W zasadzie wszystkie dotychczasowe problemy wynikały z błędnie wykonanej instalacji zasilającej.

    – kuchnia do uruchomienia nie wymaga zapałek, zapalniczki tylko klikamy guzik. Owszem nowoczesne kuchnie gazowe mają iskrowniki – ale łatwo je zalać zupą.

    – regulacja siły grzania jest bardzo wygodna i łatwa – pokrętło typu potencjometr. W piekarniku to pokrętło jest wyskalowane w stopniach Celsjusza – i w dodatku działa.

    – powtarzane wielokrotnie na blogu paliwo – diesel do kupienia wszędzie na świecie.

    – diesel jest bezpieczny, nie wybucha, nie jest trując, opary nie są bardzo szkodliwe.

    – kuchnia nie zawilgaca jachtu. Mimo braku wyciągu na kuchnią (na razie) w zasadzie prawie nie można podczas gotowania na Fayce zaobserwować kondensacji pary wodnej na oknach, czy gdzieś wewnątrz jachtu nawet, gdy gotujemy duży ośmiolitrowy gar wody. Dzieje się tak dlatego, że produkty spalania czyli CO2 i H2O wydmuchiwane są na zewnątrz przez rury wydechowe, dodatkowo wentylator zasysa powietrze z jachtu wraz z wilgocią z garnków.

    – podnoszona przez wielu wada – dwa palniki. Fayka jest jachtem zaprojektowanym dla czterech osób, choć sześć też na niej pływa. Typowy polski obiad to zupa, danie drugie oraz dodatek skrobiowy, Zapewniam, że bez wielkiego problemu można taki obiad dla czterech/sześciu osób ugotować. Chcąc podać wszystko maksymalnie gorące zawsze można wrzucić zupę czy ugotowane ziemniaczki na czas przygotowywania reszty do piekarnika. Ale zwykle scenariusz jest taki, że najpierw jest gotowana zupa. Potem gotowane są ziemniaczki lub inny dodatek skrobiowy, choć ziemniaczki można doskonale upiec w piekarniku. Potem jest gotowane/smażone drugie danie. Zupka może być w tym czasie na prawym palniku (mniejszy chłodniejszy) utrzymywana w wysokiej temperaturze. Sprawdzone – działa. Gdyby były cztery palniki to na Fayce było by za mało miejsca. Kuchnia w trybie „morskim”, gdy może bujać się, jest odsunięta od burty na paręnaście centymetrów – przestrzeń konieczna do pomieszczenia piekarnika na przechyłach. W trybie portowym jest blisko burty. Proszę pobrać rysunki ze strony Wallas – wiele wyjaśniają.

    Ale, gdyby jacht był większy na powiedzmy 8-10 osób to ta kuchnia była by za mała.

    – piekarnik jest spory, kaczka na 100% do niego wejdzie. No może cały indyk lub gęś nie bardzo. Temperatura jest regulowana w zakresie od poniżej 100 do 250 stopni. Tak więc można go używać do wyrastania ciasta drożdżowego jak i chlebowego oraz do pieczenia zarówno słodkości jak i pieczywa. A podpiekanie gotowych bułek z Biedronki to już kaszka z mleczkiem.

    – garnkotrzymacze działają bardzo dobrze, można je też zamontować w pozycji „portowej” gdzie nie przeszkadzają.

    – kuchnia jest łatwa do czyszczenia – płyta jest ceramiczna, a korpus z nierdzewki. Guziki i pokrętła mają kształt zabezpieczający przed zabrudzeniem.

    Wolne nagrzewanie wymaga też wyjaśnienia. Zimna kuchnia startuje w ten sposób, że przez kilka pierwszych minut – myślę, że 3-5 palnik jest nagrzewany świecą żarową, potem zaczyna podawać paliwo i startuje spalanie, po następnych trzech czterech minutach płyta jest już bardzo gorąca i zaczyna się właściwe gotowanie. Zatem gdybyśmy od wspomnianych przeze mnie wcześniej 22 minut na zagotowanie czajnika odjęli te 10 początkowych, to efektywność cieplna nie jest gorsza od kuchni domowej. Przy gotowaniu obiadu problem jest zaniedbywalny, bo po nagrzaniu nie wyłączamy kuchni i kolejne potrawy gotują się już normalnie (szybko).

    Do kuchni można dołożyć specjalną pokrywkę z wentylatorek, która pozwala wykorzystać ją jako ogrzewanie kabiny (kambuza, mesy).

    Wada kuchenki to jej wysoka cena. Ja zapłaciłem za komplet z akcesoriami prawie szesnaście tysięcy złotych. Kompletna kuchnia z piekarnikiem bez dodatków kosztuje około dwunastu. Za trzy tysiące można mieć np. Dometic model CU333GTWM. Plus akcesoria oczywiście.

    Dla mnie brak gazu i pozostałe zalety są warte tych dziewięciu tysięcy.

    Odnośnie Pańskiego pomysłu ze zwykła kuchnią indukcyjną – wiem, że niektórzy tak robią, ale jeśli jacht ma pływać na poważne wyprawy konieczne jest zbudowanie układu zawieszenia wychylnego. Generator też musi mieć spory „power” sądzę, że z 7kW. To rozwiązanie nie jest pozbawione wad. Np. odpalanie generatora za każdym razem, gdy chcę się napić herbaty jest dla mnie ciężkie do zaakceptowania 😉 Trochę niepotrzebnie zużywamy generator, trzeba go częściej serwisować. Oczywiście mówię o porządnym dieslowskim morskim generatorze chłodzonym wodą. Ale takie zabawki potrafią sporo kosztować. Choćby Fisher Panda 8 Mini DP kosztuje w Stanach około 15tysięcy USD. Więc element oszczędnościowy tu już nie będzie wchodził w grę.

    Gdyby Pan był w okolicy Gdańska zapraszam do Górek, można obejrzeć kuchnię w naturze.

    Aha, znam jeszcze dwóch właścicieli kuchni Wallas (bez piekarnika) obaj deklarują, że są zadowoleni.

    Gdybym mógł jeszcze służyć jakimiś opiniami proszę pytać, chętnie odpowiem.

    pozdrawiam

    Sławek

  4. Wiesia pisze:

    Jako, że jestem osobą, która przy tej kuchence i piekarniku, jak do tej pory, spędziła chyba najwięcej czasu 🙂 mogę zaświadczyć, że wszystko co mój małżonek na jej temat napisał jest prawdą.

    Jeśli umiemy nasze czynności związane z gotowaniem, ułożyć w logiczną i dobrze rozplanowaną całość, to nawet jej dłuższy moment rozgrzewania jesteśmy w stanie zaakceptować. W piekarniku jeszcze nie piekłam ciasta, ale obiecuję taki test wykonać 🙂

    Na pewno nie jestem obiektywną osobą, ponieważ nabyłam umiejętność przyrządzenia ciepłego posiłku w każdych prawie warunkach. Np. w akademiku przy pomocy kuchenki dwupłytowej elektrycznej i prodiża (obiad z trzech dań, lub przyjęcie dla kilkunastu osób), na kempingach Islandii obiady przy pomocy jednego palnika na małej butli gazowej, itp.

    A tak poza tym, to Fayka jest do pływania, a przyjemność z gotowania w niej, to już kompletny gratis 🙂

  5. kuba pisze:

    Pani Wiesiu, Panie Sławku,

    Bardzo serdecznie dziękuję za tak dokładny i wyczerpujący opis dotyczący użytkowania kuchenki. Mój pierwotny pomysł zakładał zainstalowanie kuchenki i piekarnika na ropę a dodatkowo dwupalnikowej płyty indukcyjnej. Poza sprawą agregatu w który prędzej czy później wyposażę swój jacht w niektórych marinach jest zupełnie przyzwoite zasilanie elektryczne i w trakcie postoju można bez problemu korzystać z czajnika czy płyty elektrycznej. Chyba powrócę do tego pomysłu. Oczywiście wezmę pod uwagę i rozwagę Pana uwagi dotyczące montażu i postaram się nie powielać błędów.
    Bardzo serdecznie pragnę podziękować za zaproszenie do odwiedzenia Państwa jachtu, aktualnie nie dysponuję niestety wolną chwilą, ale na pewno możliwość spotkania osobistego z tak sympatycznymi ludźmi jak Państwo zmobilizuje mnie do realizacji zaproszenia.

    Pozdrawiam,
    kuba

  6. Bartek pisze:

    Może Ci się przyda.
    Po 5 sezonach padło mi Webasto. Jak spytałem dlaczego, Panowie z serwisu powiedzieli, że warto przynajmiej raz w miesiącu przepalić bo wilgoć niszczy elementy palnika. Naprawa 600 stówek.
    Domyślam się, że zasada taka sama jak w twojej kuchni. Układ jest wrażliwy na zbyt duże ilości paliwa. W przechyłach kopci z wydechu bo Webasto pracuje w złej pozycji.

  7. Slawek pisze:

    Dzięki, będę pamiętał. Przy zimowych spotkaniach na „ładowanie akumulatorów” trzeba też odpalić kuchenkę, piekarnik i ogrzewanie….

  8. Bartek pisze:

    Rówież w lato trzeba przepalać ogrzewanie tym bardziej, że go się nie używa kilka miesięcy a wilgoć robi swoje.

  9. Slawek pisze:

    Spytam w MarcoMarine o ich/Wallasa opinie na ten temat…

  10. Pawel Oslo pisze:

    Rozzumiem, ze przerobienie układu zasilania paliwem sprowadzilo się do zamontowania wlasciwej średnicy przewodu doprowadzającego. Czy wymienila Pan caly przewod czy tylko wstawil kilka centymetrow w celu zredukowania średnicy przepływu? Pozdrawiam. Pawel

  11. Slawek pisze:

    Przepływ cieczy w kapilarach nie podlega prawu Bernoulliego. Zatem jakiekolwiek zwiększanie średnicy rurki mocno ogranicza „kapilarność” układu, bo zamiast długiej kapilary mamy oddzielne krótkie. Zatem cala linia zasilająca musi być poprowadzona cienką rureczką.

    Dlatego miałem sporo roboty – musiałem wyrwać całą rurkę miedzianą – bez niszczenia jej (bo droga i się przyda) Musiałem też wydłubać ze zbiornika rozchodowego rurki pobierajace paliwo, a na ich miejsce wstawić te cieniutkie zakończone przy dnie zbiornika specjalnym siateczkowym filtrem. Zatkać taką cienką rurkę jakimś paprochem to nie sztuka… ale jak to potem odetkać? Wallas sprzedaje fajne gotowe zestawy do podłączenia kuchenki czy ogrzewania do zwykłego kanistra. Kupiłem dwa takie zestawy, bo potrzebne są mi dwa pobory paliwa. Do kuchni i do ogrzewania. Ze zbiornika rozchodowego te rurki przechodzą obecnie przez kroćce stalowe i uczelnione są koszulkami termokurczliwymi z klejem. Ale to nie działa najlepiej. Przy testach na przelanie zbiornika rozchodowego – przepuszcza. Będę wymieniał na dławice własnej roboty (znajomy tokarz mi wytoczy z kwasówki) z zaciskaną uszczelką typu o-ring z gumy olejoodpornej.

    To powinno zakończyć temat przeróbek układu paliwowego. Przynajmniej taką mam nadzieję.

    Pozdrawiam Sławek

  12. Bartek pisze:

    Może coś napiszesz o osiągach Fayki?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *