Bakista

Hhhmmm bakista… to ważna rzecz na jachcie, potrafi być bardzo potrzebna i bardzo wkurzająca. Dla niewtajemniczonych za Wikipedia podaję następującą definicję:

Bakista – schowek w postaci skrzyni otwieranej do góry, stosowany na jachtach, kutrach i innych statkach wodnych o podobnej wielkości. Stanowi element zabudowy wnętrza kabiny, lub wbudowany może być w zagłębienie pokładu zwane kokpitem. Najczęściej jego wieko stanowi koja lub inne siedzisko. Bakista służy do przechowywania różnych rzeczy. Jeżeli jest umieszczona w kokpicie, schowane w niej są przede wszystkim elementy wyposażenia pokładu i takielunku.”

Na Fayce przewidziana jest jedna bakista w kokpicie na rufie na lewej burcie. Dodatkowo w kokpicie przewidziane są jeszcze: schowek na sprzęt czyszczący (szczotki, mopy, ścierki itp) schowek na wąż do mycia i nabierania wody, schowek na generator oraz schowek na dryfkotwę Jordana. Choć ostatnie dwa schowki można by też nazwać bakistami jednak w tradycyjnym znaczeniu na Fayce przewidziana jest jedna bakista.

Dla mnie bakista musi spełniać parę podstawowych kryteriów, by nie wkurzała i była użyteczna. Są to:

  • wielkość – musi być odpowiednio duża by pomieściła wszystkie potrzebne rzeczy
  • dostępność – do wnętrza bakisty musi być wygodny dostęp z kokpitu także w trudnych warunkach, ważne jest by np: nie dostać pokrywą w czaszkę.
  • głębokość – bakista powinna być duża, ale nie za głęboka. Przeciętny człowiek klęcząc nad krawędzią bakisty musi mieć możliwość sięgnięcia do każdego jej miejsca bez „nurkowania do środka”
  • sucha – ponieważ zawsze istnieje ryzyko nalania się wody przez otwartą klapę bakista musi mieć szpigaty (odpływniki) zapewniające szybkie pozbycie się tej wody z bakisty.
  • równa – bez zakamarków w których mogą „skrywać się” różne potrzebne przedmioty.

Wychodząc z takich założeń ,zacząłem w ten weekend pracę nad bakistą. Praktycznie udało mi się ją skończyć. Znaczy to, że jest wstępnie poskładana przygotowana do spawania „na gotowo”. Piszę praktycznie, bo zabrakło mi jednego małego trójkącika do wstawienia, ale robił się już wieczór i musiałem zakończyć sesję. Ostatecznie i tak wracałem do domu po ciemku.

Oprócz bakisty wyciąłem także otwór pod króciec rury wydechowej, osadziłem ten króciec (VETUS’a). Osadziłem także gęsią szyjkę do układu wydechowego. Musiałem zrobić te elementy teraz, bo po zrobieniu bakisty, byłoby bardzo trudno tam dojść ze spawarką.

Szczegóły możecie zobaczyć na zdjęciach.

W poniedziałek trochę odchorowałem tę sesję. Obawiam się, że miałem mini udar termiczny. Niestety w kadłubie – pomalowanym na ciemno-czerwono, niewyizolowanym, wystawionym na słoneczko temperatura była trochę dyskomfortowa. Nie wiem czy nie przekraczała 50 stopni. Do blach ciężko było dotknąć gołą ręką. No i w poniedziałek bolała mnie głowa i miałem mdłości. Ale na szczęście we wtorek było już OK.

Odwiedził mnie też Pan Marek z Arizony. Pan Marek jest czytelnikiem mojego bloga i sam myśli o budowie jachtu. Mam dużo ciekawych dialogów technicznych z Panem Markiem, które zamierzam opublikować (mam jego zgodę). Nawet strzeliłem małe  faux pas. Pan Marek przyjechał z żoną i w trakcie naszej rozmowy o żeglowaniu padło pytanie czy jeszcze gdzieś się wybieram na żagle. Ja stwierdziłem, że  jeszcze tylko na tydzień do Finlandi, ale że już wykorzystałem trochę urlopu na obóz taneczny i rejsik po Bretanii. Na hasło obóz taneczny, żona Pana Marka się uśmiechnęła i powiedziała „O to jest myśl. Kochanie masz zgodę na budowanie jachtu, jak zaczniesz chodzić ze mną na tańce.” Pan Marek przeszył mnie wzrokiem i powiedział: „Mógłby Pan uważać co Pan mówi, bo widzi Pan jak łatwo na człowieka sprowadzić nieszczęście :)”

W tygodniu poczyniłem też mały zakup. Kwota może niewielka, ale idea warta poruszenia. Parę miesięcy temu przeglądając katalog firmy Jabsco (tej od kibelków jachtowych) znalazłem ciekawy patent: wąż do wody zwijany spiralnie. Każdy z Was, kto kiedykolwiek mył jacht lub musiał napełnić zbiorniki jachtowe wodą, doskonale wie jak złośliwe bywają węże do wody. Zawsze są na dnie bakisty, zawsze są splątane, zawsze przy zwijaniu są ciężkie, bo pełne wody. Idea węża spiralnego jest stara jak świat i od lat stosowana w pneumatyce. Przypomnijcie sobie jak wygląda wąż zasilający pistolet do odkręcania kół u wulkanizatora. Podjąłem wyzwanie zakupienia takiego węża. Niestety doznałem porażki. Polski dystrybutor nie był w stanie mi go sprowadzić i już (sic!).

Grzebiąc ostatnio w zasobach sklepu o wdzięcznej nazwie: www.simplygoodstuff.com, w którym kupiłem fajne patenciki do zwijania kabli elektrycznych, natrafiłem na podobne węże do tych oferowanych przez Jabsco. Zakupiłem paroma kliknięciami dwie sztuki – razem 100 stóp czyli ponad 30 metrów. Co ciekawe Jabsco kosztował 420PLN za 16m, a te z USA 308,89PLN za 30m z transportem. 272% taniej!!! Znowu trochę kaski w kieszeni. Jak zamontuję schowek na te węże dam znać. Mam już kupiony materiał – przygotowywałem się przecież do do tych zamówionych Jabsco’wych 🙂

Że patent jest używany – przekonałem się w marinie St Malo w Bretanii. Szczegóły na załączonym obrazku.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona czternasta)
Ten wpis został opublikowany w kategorii Gotowe. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *