Naprawianie kadłuba

Święto 11 listopada postanowiłem uczcić pracą w stoczni. Cztery dni „wolnego” nieczęsto się zdarzają – warto skorzystać.

Wieczorem w środę 10-tego odebrałem ocynkowane blachy – przejścia pokładowe, podstawę siłownika samosteru elektrycznego oraz kapę zamknięcia komory dziobowej. Miałem więc trochę elementów do osadzenia i obrobienia.

Po dojechaniu do stoczni zacząłem od obrabiania blach po cynkowaniu. Cynkowanie ogniowe ma to do siebie, że elementy trzeba obrobić. Po wyjęciu ich z płynnego cynku pojawiają się niewielkie sopelki/smarki zastygłego cynku, otwory są czasami pozalewane, trzeba takie elementy oszlifować i rozwiercić. Dodatkowo Leszek uprzedzał mnie, że przy spawaniu elementów ocynkowanych można wskutek zatrucia parami cynku nabawić się tak zwanej: gorączki cynkowej (link skieruje was do opisu tej przyjemnej choroby). Musiałem więc oszlifować z cynku krawędzie wspawywanych elementów do „żywej blachy” tak by zmniejszyć ilość odparowywanego cynku. Koniec końców spawanie odbyło się się bez sensacji.

Zanim przystąpiłem do wspawywania blach ocynkowanych musiałem najpierw powycinać wspawane wcześniej nierdzewki. Konieczne było także oszlifowanie ich by przywrócić blachom nierdzewnym szlachetny wygląd. Cały czwartek walczyłem z tymi blachami, zacząłem wspawywanie. W nocy przyjechała Daria z Karolem. Rano skoczyłem do Zakładu Żarna rozliczyć się i obejrzeć budowane dla mnie urządzenie sterowe – oś steru wraz łożyskowaniem oraz „niby kwadrantem” mojego projektu. Całość sprawiała bardzo solidne wrażenie. Z Olsztyna wróciłem przed ósmą, po drodze zrobiłem zakupy na śniadanko. Oczywiście nie obyło się bez przygód, niosłem zakupy w obu łapach, z nieba lał deszcz, a ja kluczyki miałem w lewej kieszeni spodni. Nie chcąc kłaść zakupów w kałuży zacząłem ekwilibrystykę, no i siatka z Nutellą oraz powidłami spadła mi na chodnik. Słoiki rozprysły się w drobny mak :(. W domu trochę odzyskałem – ze 30%. Daria zrobiła śniadanko, po śniadanku śmignęliśmy do Lutr i Biskupca. Pokazywałem Darii i Karolowi naszą działkę (a w zasadzie pole) oraz mieszkanko, które kupiliśmy w Biskupcu z przeznaczeniem na kwaterę główną budowy jachtu. Chcę od wiosny trochę odciążyć Jolę od swojej obecności co weekendowej. I tak jest anielsko cierpliwą dziewczyną – gościć faceta w domu co weekend brrr.

Po powrocie z wojaży zacząłem dalsze spawanie. Wieczorem miałem ukończone wszystkie przejścia pod Dorado, wlewy oraz odpowietrzniki. Ukończone tzn. wspawane blachy ocynkowane, oszlifowane na gładko, a na wierzchu naspawane blachy z nierdzewki. Całość oszlifowana i pomalowana farbą antykorozyjną. Za radą Rafała jak czyścić blachę nierdzewną, nową – czystą tarczą listkową ładnie oczyściłem przyspawane blaszki. Tarcza używana wcześniej do stali zwykłej, jest zawsze zabrudzona wbitymi w nią drobinami stali. Te drobiny podczas oszlifowywania stali nierdzewnej wbijają się w nią, a później korodują, dając paskudne rude plamy i smugi. Podobnie jest z pyłem po szlifowaniu. Jeżeli szlifujemy coś w sąsiedztwie elementów ze stali nierdzewnej to pył ze szlifowania oraz sypiące się iskry przyklejają się do stali nierdzewnej dając w rezultacie fatalny efekt zardzewiałych plam. Cóż nauka kosztuje.

Dlatego też niezwłocznie po obrobieniu czystą tarczą, na silikon przykleiłem na wszystkie przejścia dopasowane kawałki pleksi. Po pierwsze nie będzie lała się woda, a po drugie nierdzewka będzie zabezpieczona przez dostępem rdzewnego pyłu.

W międzyczasie okazało się, że ostatnia szlifierka padła. Byłem załamany. Ale Leszek pocieszył mnie, że to nie awaria szlifierki tyko zużycie szczotek i zadziałanie wbudowanego w nie bezpiecznika. W jednej ze szczotek znajduje się specjalny pręcik plastikowy ze sprężynką. Gdy szczotka zużyje się do tego pręcika: jest on wypychany ze szczotki i odsuwa ją od komutatora. Ponieważ pręcik jest plastikowy to obwód zostaje przerwany i silnik nie działa. Zabezpiecza to przed zjechaniem szczotek do końca i „wyoraniem” komutatora. Odetchnąłem, bo okazało się, że poprzednia szlifierka też ma zużyte szczotki. Zamówiłem nowe na Allegro. Na razie Leszek wyrwał bezpiecznik i szlifierka działała dalej. Na szczęście nie miałem już tak dużo szlifowania.

Żeby było mało to popsułem też spawarkę Migomat. W piątek pracując z podnośnika przycisnąłem wąż rozgniatając znajdujący się wewnątrz pancerz. Generalnie sześć stów w plecy. Leszek trochę reanimował ten wąż, ale długo nie pociągnie.

W sobotę wieczorem na koniec pracy Leszek przestawił HDS’em łódkę nieco na skos, otwierając dostęp do prawej burty z placu. Wspólnie pohewtowaliśmy i ustawiliśmy do spawania poprzecinane burty, o których wspominałem paręnaście tygodni temu Psucie kadłuba.

Rano w niedzielę Leszek zaczął spawać burty (męcząc się z reanimowaną spawarką), a ja dopasowałem i wstawiłem pokrywę komory łańcuchowej. Wszystkie otwory we wrędze zostały nagwintowane, spawy oszlifowane, całość została pomalowana. Klapa została przykręcona i dociśnięta, tak że każda śruba znalazła się na swoim miejscu. Efekt ostateczny jest moim zdaniem bardzo fajny. Sami możecie ocenić na zdjęciach. Potem zacząłem dokładnie na gotowo dopasowywać pokrywy do zbiorników. Każda flansza jest oszlifowywana, przegwintowywana, malowana. Na koniec każda pokrywa jest dokręcana wszystkimi śrubami. Mam pewność, że wszystko jest OK. Zrobiłem połowę, reszta przy kolejnej sesji. Leszek w tym czasie pospawał burty drugostronnie z zewnątrz i wewnątrz.

Po wszystkim Leszek pokazał mi co narobiłem na pokładzie spawając blachy z przejściami. Ponieważ fajnie mi się spawało, więc nie zachowywałem należytych przerw, tylko „leciałem ze spawem” po całości. Efekt – lokalne wygięcia blachy na pokładzie. Będzie konieczne rozcinanie i zaspawanie. Cóż za mało mam roboty…

Na koniec poobklejałem grubą taśmą klejącą (taką do klejenia namiotów foliowych) podstawy bloków i kabestanów. Oczywiście uprzednio oszlifowałem je czystą tarczą.

Do domku wystartowałem wcześniej niż zwykle, bo o piętnastej.

Szczegóły oczywiście znajdziecie na fotkach.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona siedemnasta i osiemnasta)
Ten wpis został opublikowany w kategorii Gotowe. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Naprawianie kadłuba

  1. Krzysiek Rybicki pisze:

    Sławek, prosimy o nowe wpisy! Twój blog jest dla wielu natchnieniem 🙂 Pozdrawiam świąteczno-noworocznie, wytrwałości w pracy życzę! pzdr Krzysiek

  2. Slawek pisze:

    Dzisiaj coś napiszę… mało się dzieje na jachcie, ale sporo w projektach i wykonywanych elementach.

  3. Raru pisze:

    Trochę off-topic:
    czy zauważyliście, że kluczyki ZAWSZE są w tej kieszeni, z której trudniej je wyjąć?

  4. Slawek pisze:

    Okrutne, bezwzględne prawo Murphy’ego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *