A w Faykowym blogu, …

…, proszę pana, to jest tak: nuda… Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic. Taka, proszę pana… Teksty niedobre… Bardzo niedobre teksty są. W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje…

… za wyjątkiem…

Jakoś mi się przypomniał prospekt emisyjny pewnej spółki, gdy wchodzili na giełdę. Jak wiadomo członkowie zarządu spółek giełdowych nie powinni mieć kryminalnej przeszłości, więc w opisie osoby członka zarządu było napisane jak byk: „Nie karany” i zaraz potem „za wyjątkiem” po czym wymienione ze dwa czy trzy wyroki np. za poświadczenie nieprawdy… Ale generalnie to „Nie karany” (sic!)

Na zewnątrz w końcu udało mi się osadzić i dopasować wszystkie sześć wlewów pokładowych po dwa do paliwa, wody oraz ścieków, te ostatnie to raczej wylewy 😉 Są osadzone solidnie – każdy na trzy śruby oraz porządnie uszczelnione Sikaflex’em. Od dołu podłączone są węże do zbiorników. Przykręciłem wszystkie stopery fałowe zabezpieczając gwinty klejem Loctite, przykręciłem organizery fałowe, przykręciłem część systemu prowadzenia lin. Szczególnie rolki pionowe prowadzące liny z bloków na organizery wzbudzają pytania – co to jest? No i wątpliwości – a jak się ktoś na to wywróci? Generalnie wywracanie się na pokładzie nie jest zalecane – koncentracja elementów, które mogą w człowieku zrobić dziurę jest większa niż powiedzmy na chodniku. Ale gdy przyjdą bloczki oraz liny to nie będzie już tak strasznie.

Kotwice, które wewnątrz okropnie zawalały przestrzeń w mesie, poszły już na swoje miejsca. Jeszcze tylko muszę dokupić do nich jakieś sensowne krętliki, choć opinie o krętlikach są podzielone. Szczególnie wśród jachtów wyprawowych. Teraz konieczne będzie wypolerowanie uchwytu do bukszprytu oraz rollerów do kotwic, bo się wyróżniają negatywnie.

Zamocowałem wszystkie nawiewniki wraz z fajeczkami z nierdzewki. Na razie ustawione są jak mi wyszło – chodzi o kierunki wlotów – ale wszystko wyjdzie „w praniu” – to poustawiam.

Zostały przykręcone stójki do relingów – te które miałem 🙁 Panowie z Zakładu Żarna obiecują już od dawna dorobić brakujące cztery sztuki, ale to niestety trwa. Cóż mam robić – mogę tylko prosić, błagać i łasić się. Podobną sytuację mam z pokładem, ktokolwiek przechodzi mówi – ale pokład to Pan jeszcze będzie kończył? Będę, będę, odpowiadam – i chyba rzeczywiście sam to będę robił, bo Panowie od Flexiteek’a już mnie troszkę, mówiąc szczerze, zlewają. Zamówienie na Flexiteek puściłem 29 sierpnia 2012r  – będzie raptem dziewięć miesięcy – przydałby się poród 😉 Choć będąc sprawiedliwym muszę dodać, że mój pokład jest trudny, a i zima nas nie rozpieszczała. Ale obiecuję, że jak pokład nie będzie gotowy do imprezy, to ich wytknę przy ludziach paluchem.

Do zamocowanych stójek włożyłem słupki i bramki od relingów – przeciągnąłem też tymczasowo cienką lineczkę. Nie jest to po to, by zrobić sobie własną zagródkę, ale by wyznaczyć w słupkach miejsca nawiercenia otworów pod szpilki mocujące je do stójek.

Przyszły zamówione liny z firmy Lanex – trochę sporo, bo:

  • 100m liny MACAO 22m – octoplait granatowe – na cumy. Chcę zrobić cztery cumy po 20m oraz dwie po 10m. Do tego mam już wcześniej kupione trzy białe po 11m. Razem będzie to dziewięć cum o łącznej długości 133m. Potem w wolnej chwili zaplotę sobie uszka na jednym końcu każdej cumy.
  • 100m liny FIJI – 16mm – na linę kotwiczną do zapasowej kotwicy. Trzeba jeszcze dodać z 5 metrów łańcucha i wszystko razem połączyć. No i uszyć worek do przechowywania.
  • 4x100m liny pływającej polipropylenowej PPS 14mm – do cumowania w dzikich miejscach – do skał drzew itd. Konieczne jest też uszycie worków do nich.
  • 100m liny CLIPPER 10mm – na fały do odbijaczy, fały do żurawików, drabinki i zastosowań ogólnych
  • 100m liny CLIPPER 8mm – na krawaty i do zastosowań ogólnych. Na punkcie krawatów mam trochę hopla. To jest element, który nic prawie nie kosztuje – np. wspomniana tu  linka kosztuje 3,5 za metr – czyli półtorametrowy krawat to lekko ponad 5PLN – mniej niż piwo w Galionie – dwa piwa w Biedronce. A moim zdaniem, nic bardziej żałośnie nie wygląda niż jacht obwieszony krawatami z resztek lin, każda w innym kolorze, rodzaju grubości – masakra i żenada.
    (dla „nie żeglarzy” – krawat to kawałek linki służącej do podwiązywania na jachcie różnych rzeczy. Zwykle ma ok 1,5 – 2m długości, na łajbie jest ich zawsze za mało – choć 10-15 sztuk to typowa liczba. Krawaty chowa się do bakist lub wiesza na relingach by były zawsze na podorędziu – dlatego je widać z daleka – te żałosne bardziej)

Zdemontowałem też całą kolumnę koła sterowego – wszystko poszło do lakierni – będzie lakierowane na granatowo tak jak kadłub.

Prace wewnątrz idą swoim rytmem „langsam, langsam, aber sicher”. Uporządkowaliśmy w miarę z Markiem cały bajzel wewnątrz – o stopniu tego uporządkowania świadczy fakt iż obaj już śpimy na jachcie. Marek w gościnnej kajucie dziobowej, ja w swojej armatorskiej – rufowej.

Na Fayce śpi się REWELACYJNIE !!!

Po długich i ciężkich bojach zostały ostatecznie osadzone i dopasowane drzwi do łazienki dziobowej. Po obłożeniu pilersu tapicerką z pianką okazało się, że brakuje paru milimetrów i zamek od drzwi zahacza o tapicerkę. Marek walczył dwa dni, ale teraz jest idealnie z centymetrowym zapasem. Po sklejeniu ścianki „telewizyjnej” z kabiną prysznicową i skręceniu na wkręty wszystko jest bardzo solidne i sztywne. Sztywność i solidność to naczelna zasada. Potem do ścianek będą mocowane uchwyty, a nie chciałbym polecieć przez pół jachtu z uchwytem w ręku…

Została zmontowana, dopasowana, wklejona szafa w kabinie rufowej – kończy to w zasadzie wszystkie duże elementy w kabinach i mesie. Teraz tylko kosmetyka.

Zamontowałem odebrany z Zakładu Żarna zbiornik rozchodowy na paliwo. Jest przykręcony na dwanaście śrub do kantówek z litego twardego drewna, które z kolei są przykręcone i przyklejone do grodzi. Trochę to mocniejsze niż oryginalne mocowanie zaproponowane przez VETUS’a przy jego zbiorniku – cieniutka tasiemka. Taka naszła mnie myśl, że może ja trochę przesadzam z tymi mocowaniami, ale to co dają czasami producenci o jest moim zdaniem tragedia. Potem ktoś zamocuje zbiornik paliwa na taką gumkę od majtek dostarczoną ze zbiornikiem, jest przekonany, że wszystko ma OK, a za jakiś czas opowiada: „Płynąłem na fali, nawet nie było tak ostro, podchodziliśmy do portu, a wiało z siedem. Już byliśmy blisko falochronu, gdy nagle silnik zakaszlał i zdechł, wszędzie zaczęło śmierdzieć paliwem. Szybko postawiliśmy foka i o grubość lakieru przejechaliśmy przy gwiazdoblokach… Potem okazało się, że spadł nam zbiornik rozchodowy przyczepiony na fabrycznej taśmie, a wszystko się rozpirzyło i rozlało wewnątrz z piętnaście litrów ropy… Czyszczenia mięliśmy na dwa dni, śmierdziało przez miesiąc. Ta pieprzona tasiemka była jednak za cienka”

Pracując w magazynku – zmieniłem  mocowania i układ wydechu z generatora – odzyskałem trochę przestrzeni na grodzi na zamocowanie ogrzewania i klimy.

Zrobiliśmy z Markiem większość szablonów do podłóg – w przyszłym tygodniu chciałbym mieć zrobione podłogi w miarę „na gotowo”.

Z mebli została góra szafek w kuchni, stanowisko nawigacyjne, wykończenia  i kosmetyka.

Oczywiście jeszcze do zrobienia jest cały kokpit, hydraulika, elektryka i elektronika.  Ale to już sama przyjemność…

Wiadomość dla uczestników imprezy. Uaktualniłem nieco harmonogram dodając czas na zwiedzanie jachtu. To było po uwagach mojego przyjaciela Witka, który wprost zapytał – a zwiedzanie kiedy ? Tutaj jest link do harmonogramu. No i będę dzwonił do wszystkich lub mailował potwierdzając uczestnictwo. W hotelu męczą mnie o ostateczną listę gości zarówno na imprezę jak i do rezerwacji pokoi.

Fotki jak zawsze: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona sześćdziesiąta czwarta i dalej)

Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 6 komentarzy

Dlaczego „Fayka”?

Ciągle pada, asfalt ulic jest dziś śliski… nie nie nie… ciągle pada pytanie dlaczego taka nazwa – „Fayka”. Odpowiedź oczywiście jest złożona, nie chciałem nic banalnego – jak „Shrek 5” , pseudo-śmiesznego jak „Zazdrość Żony” czy „Pływająca Puszka Bis Plus” ani super poważnego jak Pruszkowiak. Nazwa tak naprawdę, przyśniła mi się pewnego dnia.

A było to tak…

Śniło mi się, że byłem na rejsie po Śródziemnym i w marinie w Marsylii, gdzieś zacumowałem swój nowy jacht, a potem za cholerę nie mogłem go odnaleźć – typowy syndrom parkowania w podziemnym garażu w galeriach handlowych. Teraz jestem cwany i zawsze cykam telefonem fotkę miejsca gdzie stoję… No więc, chodziłem po tej marinie i rozpytywałem ludzi – nie widziałeś gdzieś zacumowanego mojego jachtu? A jak się nazywa? Nazywa się Fayka. Gdy rano obudziłem się i opowiedziałem żonce o moim śnie, Wiesia stwierdziła, że nie mam wyjścia i łódka musi nazywać się Fayka. Tak zostało. Do tego konstruktor nazywa się Paul Fay, każdy wilk morski pali fajkę – choćby słynny Popeye, nazwa jest żeńska i łatwo się wywołuje przez radio Foxtrot Alfa Yankee Kilo Alfa. No i najważniejsze … mi się podoba – Amen !!!

Dobra, to taki żarcik z tą nazwą, wszyscy pewnie ciekawią się co się ostatnio wydarzyło. Ano nic specjalnego – zwodowałem Faykę w w Górkach Zachodnich. No i parafrazując Galileusza „EPpur si fluttua” 😉

Jak doszło do tego wiekopojmnego wydarzenia.

Od poprzedniej środy pomagali mi Darek z Rafałem (i oczywiście Marek). Chłopaki zrobili taki ogrom prac, że ciężko spamiętać, a Rafał nawet narzekał, że go chyba nie lubię, bo pilnikiem rozwiercał otwór na przepust burtowy do wylewania wody z zęzy. Paskudna robota, ale Rafał zrobił to bezbłędnie – przepust pasuje jak ulał. Potem za to dostał fajną robotę przy polerowaniu podstaw kabestanów i osadzaniu kabestanów na nich. Mam nadzieję, że końcowy efekt pracy zadowolił Rafała – bo moim zdaniem wygląda to pięknie. Wcześniej Rafał zamontował przyciski do windy kotwicznej, oczyścił nierdzewki na pokładzie, oczyścił podstawę windy kotwicznej, podwięzie wantowe oraz flansze do włazów. Później oszlifował i pomalował kanapę w mesie oraz bulaje od wewnątrz. Darek działał na dziobie, zamocował ze mną windę kotwiczną, zamocował włazy pokładowe, oczyścił wszystkie knagi. Potem przetachaliśmy łańcuch i tymczasowo podłączoną windą kotwiczną wciągnęliśmy go do komory łańcuchowej – którą wcześniej Darek dwukrotnie pomalował i zamknął klapą uszczelniając ją Sikaflexem.

Potem zamontowaliśmy ster strumieniowy i podłączyliśmy go tymczasowo – działał.

Darek zamontował wszystkie zawory, zarówno od poborów wody, jaki i w przejściach burtowych. Zawory uszczelniane są na nowoczesną wersję pakuł firmy Loctite pod nazwą: „Nić do uszczelniania gwintów – Loctite 55”. Bardzo fajny produkt – łatwy w stosowaniu, w pudełku identycznym jak nitka dentystyczna.

Wieczorkami ćwiczyliśmy Lemona.

Od soboty ekipa powiększyła się o parę osób. Przyjechali do pracy: Wiesia, Daria, Ala, Kasia, Sam, Karol, Łukasz. Razem ze mną dziesięć osób. Było gęsto. Ale robota skoczyła do przodu. Łajba została oczyszczona, wielokrotnie pomalowana. Zostały pomalowane bulaje, linia wodna przestała w końcu – po czwartym malowaniu być różowa -tak okropnie przebijało od farby anty-porostowej. Ogólnie robota furczała. A było jej sporo, bo samo oklejanie łodzi taśmą malarską, to wiele godzin żmudnej benedyktyńskiej pracy.

Wyjechaliśmy w niedzielę zostawiając farby do schnięcia. Ach oczywiście w międzyczasie Marek niestudzenie budował kambuz (kuchnię), a Pan Tapicer przywiózł gotowe materace do kabin i mesy (salonu), wykonał także podbitki. Jak to u mnie nie obyło się bez skuchy. Projektując zbiornik wody pod kanapą w mesie, zakładałem jak należy wszystkie wymiary, czyli suma wysokości i głębokości siedziska musiała dawać łączne 90 cm i dawała. Ale dla gołego zbiornika. Po dodaniu sklejki obudowującej – w dodatku uniesionej na wysokość łbów śrub od klap i dodaniu zamówionego materaca siedzisko okazało się za wysokie. Moim Paniom nogi dyndały. Tylko Panu Tapicerowi nie dyndały, ale on ma z metr osiemdziesiąt parę wzrostu. Cóż, doszliśmy z Panem Tapicerem do wniosku, że trzeba nieco zmniejszyć grubość siedziska – czyli rozpruć materace, zmienić gąbkę i zszyć na nowo. Wracając ze mną  samochodem Daria powiedziała – a dlaczego nie podnieść by podłogi w samej mesie, to by nie wyglądało źle, a nawet byłoby korzystne dla wygody i wyglądu. Szybki telefon do Pana Tapicera – Panie Andrzeju, czy już Pan rozpruł  te materace? Tak i nawet są już zszyte na nowo… ooppsss … ale podłogę i tak podniesiemy.

Aha, na koniec przed wyjazdem wkleiłem jeszcze ścianę do łazienki ogólnej, popularnie zwaną ścianą telewizyjną.

W poniedziałek poprosiłem Tomka, by zmatowił drobniutkim papierkiem ściernym granatowe obszary do ostatniego malowania. Tomek to ładnie przygotował…

Od wtorku przestałem pamiętać jak się nazywam. Pracowałem po 16-18 godzin na dobę przygotowując wszystko do wyjazdu. Jakimś cudem udało mi się też zwabić Panów z Flexiteek.pl Wprawdzie jeszcze nie skończyli, ale już nie daleko. Pozostaje mi tylko błagać, prosić, dzwonić, męczyć, straszyć, że obsmaruję na blogu. Pan Andrzej pomógł mi także wkleić okna nadbudówki, sam bym nie wymyślił jak to zrobić. Powiem tylko, że bardzo przypominają wklejane szyby samochodowe. Walka szła na wszystkich frontach. Przy pomocy pożyczonej od Pana Andrzeja frezarki ręcznej powiększyłem otwór pod echosondę Echopilot, potem zamalowałem go i nazajutrz osadziłem przepusty do czujników. Z Zakładu Żarna odebrałem wykonany z kwasówki zbiornik rozchodowy na paliwo. Wprawdzie wcześniej już kupiłem i zamontowałem taki zbiornik VETUS’a, ale ponieważ mam aż cztery odbiorniki paliwa – silnik, generator, ogrzewanie i kuchnia – muszą być ze zbiornika cztery oddzielne pobory paliwa, by urządzenia nie podbierały sobie wzajemnie paliwa. Można by jakoś do tego zbiornika domontować cztery pobory, ale Leszek stwierdził, że to badziew i będę miał kłopoty z uszczelnieniem oraz wszechobecne aromaty. Zaprojektowałem więc i zamówiłem wersję pro takiego zbiornika. Z nalewaniem, przelewem, odpowietrzaniem, czterema poborami, spustem oraz miejscem na czujnik poziomu paliwa. Do tego solidne łapy do mocowania.

Zamontowałem na gotowo śrubę. Dokręciłem ją na maksa oraz zgodnie z zaleceniami producenta zabezpieczyłem wszystkie gwinty klejem Loctite. Nie chciałbym zgubić tej ładnej śruby…

Marek w tym czasie wklejał na gotowo wszystkie przygotowane wcześniej ściany, ostatecznie dokładnie spasowując wszystko. Wkleił też drzwi do kabin i łazienek.

Ja w międzyczasie malowałem dalej. Pomalowałem część granatową – pracowałem do 1:30 w nocy. Rano okazało się, że jedna burta jest do bani, do przemalowania. Co ciekawe ta, którą malowałem najpierw – lewa. A prawa, przy której byłem już bardzo zmęczony była ładna. Wszyscy namawiali mnie bym dał spokój, ale ja uznałem, że takie malowanie jest poniżej moich standardów. Poczekałem aż Panowie skończą pracę (czytaj kurzenie) i pomalowałem jeszcze raz. Tym razem wyszło znośnie.

Potem przystąpiłem do malowania napisów. Tu było bardzo łatwo. Daria w swojej pracy projektanta wnętrz często korzysta z firmy naklejkiscienne.pl. Pomyślałem, że można by wykorzystać takie naklejki jako szablony do odmalowania napisów. Zadzwoniłem, pogadałem i uznałem, że da się. Daria zaprojektowała napisy. Nazwa jest nieco inspirowana napisem na ścianie namiotu, który Marek w szronie wydrapał pewnego rześkiego dnia.

Malowanie napisów poszło jak z płatka – całość operacji nietrwała nie więcej niż trzy godziny – ale jednak zegar tykał tik tak, tik tak transport coraz bliżej. Potem pomalowałem zaprojektowane przez Darię paski granatowego. Przyznam, że z duszą na ramieniu odrywałem taśmy na lewej burcie. Bałem się czy nie będzie za „dużo grzybów w tym barszczu”. Jednak okazało się, że zaufanie do plastyka jest konieczne, Fayka nabrała lekkości. Gdy spojrzałem na prawą burtę bez pasków od razu uznałem, że jest jakaś taka nieskończona. Zabrałem się za naklejanie pasków na prawej burcie. Nakleiłem i uznałem, że czas na kawkę. Wypiłem kawkę, wróciłem i pomalowałem paski. Oderwałem je i o k…wa, zapomniałem docisnąć taśmę, wszystko się rozlało. Jak bym miała za mało roboty. No nic, dałem temu trochę podeschnąć, okleiłem taśmą i zacząłem plamkować białą farbą. Poprawianie trwało jeszcze do soboty do załadunku… 🙁

W sobotę od rana działał Pan Tapicer oraz Marek. Pan tapicer był przez nas troszkę wystawiony, bo dopiero na piątek wieczór przygotowaliśmy mu sufit w kabinie rufowej, ale dał radę. Przywiózł też poprawione siedziska do kanapy. Te niższe o dwa centymetry.

Około 11-tej nadjechała ciężarówka z naczepą. Transport zabezpieczała firma Zarzecki-Transport ze Świętochłowic – jedyna, która odpowiedziała na moje zapytanie ofertowe – a wysłałem ich 12 – tak DWANAŚCIE. Kryzys szaleje nie ma co – goście nawet się nie schylą po robotę. Za to firma Zarzecki okazała się w pełni profesjonalna. Załatwili wszystko jak trzeba, łącznie z pozwoleniami.

Wcześniej byliśmy umówieni na 15-tą, więc dźwig był zaklepany na tę godzinę. Panowie powiedzieli, że nie ma problemu, bo pozwolenie jest i tak od 23-ciej.

W czasie, gdy Pan Tapicer działał w środku, my zaczęliśmy wyciągać Faykę na rolkach. Zatem Pan Tapicer został pierwszym pasażerem Fayki. Wyskoczył z wnętrza przestraszony z wołaniem „Co się dzieje?” 🙂

Cała operacja była udana, nie skończyło się jak w moim śnie, gdzie Fayka na linach dźwigu najpierw rozwliła Leszkowy dom, potem obdarła się z farby, a na koniec w marinie wystrzeliła fontanna wody. To był naprawdę ciężki sen… brrr

O drugiej przyjechał dźwig, ustawił się, założyliśmy pasy i Fayka została zgrabniutko przeniesiona na lawetę. Pan dźwigowy powiedział, że jego waga pokazała iż jacht waży około 13,5 tony – w zasadzie zgodnie z obliczeniami i założeniami, bo cały ołów na balast do wytrymowania łajby był już w środku.

Potem Leszek zrobił pysznego grillika, pojedliśmy, popiliśmy po piwku i zaczęła się zabawa z zabałaganieniem Fayki. Korzystając z transportu chciałem wrzucić do środka jak najwięcej rzeczy z namiotu. Było to trzy godziny noszenia, wnoszenia po drabinie i jako takiego układania we wnętrzu łódki. Zrobił się totalny Meksyk.

Około 23-ciej Panowie ruszyli z Fayką, daleko nie ujechali, bo się zakopali w błotku. Leszek musiał odpalić ciężarówkę i wyciągnął ich z błotka. Na szczęście Fayka jest duża, ale relatywnie lekka jak na możliwości TIR-ów – ich ładowności to ponad 30 ton.

Potem Panowie śmignęli do Olsztyna. Kawałek za nimi pojechałem, by zobaczyć jak to będzie wyglądało. Gnali niekiepsko tak na moje oko z 90km/h. Wrażenie niesamowite – przy tej wielkości jachtu. Kadłub Fayki został zatem przetestowany na okoliczność wiatru 10Bf – nic nie odpadło 😉

Ja wróciłem lulu…

W niedzielę podjechałem do Leszka, załadowałem do samochodu resztę gratów, zjadłem obiadek u mamy, wcześniej pożegnałem się z Leszkiem, bo on korzystając z pięknej pogody skoczył „rozprostować skrzydła”.

Przyznam, że zatrzaskując drzwi do pustego namiotu ogarnęła mnie nostalgia :’)

Około 18-tej dojechałem do Górek Zachodnich. Fayka czekała sobie na lawecie przed mariną. Dojechała bezpiecznie. Na początku myślałem by spać w jachcie, ale nie było zupełnie warunków. Zameldowałem się więc w hotelu. Potem poszedłem do jachtu, wdrapałem się na niego i zamontowałem drabinkę, by było jak włazić. Potem dwa piwka i lulu.

Rano miał przyjechać dźwig i wrzucić ją do wody. Ale u mnie nie może nic być normalnie. Dźwig się zepsuł i dowiedziałam się, że  przyjedzie taki mały zastępczy, który pewnie nie da rady wrzucić mojego jachtu do wody. Więc prawdopodobnie tylko zdejmie Faykę z lawety by uwolnić Panów z firmy transportowej, bym nie płacił za cały dzień postoju.

Dźwig przyjechał, a ja dowiedziałem się, że laweta nie da rady wjechać do mariny, bo cała droga dojazdowa i brama są zastawione samochodami. Trafiłem akurat na okres tarła śledzi, gdy połowa gdańszczan gna w amoku łowić śledzie. I nie wiem kto jest bardziej oszalały, te biedne ryby czy ludziska, którzy zwalają auta gdzie popadnie. Już mieliśmy czekać, gdy ktoś powiedział, że w zasadzie wjazd blokuje tylko jedna Skoda. Podszedłem do niej i mówię, panowie może w kilku damy radę ją przepchnąć. Wtedy zobaczyłem, że ma otwarte drzwi. No to w spuściliśmy ją z biegu i przepchnęliśmy. Laweta wjechała. Wprawdzie miała wjechać przodem, ale Pan kierowca postanowił, że tyłem będzie mu wygodniej. Zaczął zawracać i …. zakopał się w piachu. Tym razem było łatwiej, bo w marinie jest służbowy traktor i bosman wyciągnął go błyskawicznie. Samo podjeżdżanie było prościutkie. Laweta ma cztery osie z czego każda jest indywidualnie skrętna – manewruje lepiej niż osobówka. Dla mnie to był kosmos.

Podjechaliśmy do nabrzeża – mały dźwig zdjął jacht z lawety i postawił 30 cm od wody 🙁

Cóż było robić. Podjechałem autem do Fayki, pożyczyłem drabinę i jak mrówka zacząłem wnosić graty z samochodu do jachtu. Raczej z nudów, bo wygodniej byłoby na płasko na wodzie. Potem zamontowałem postument koła sterowego, podłączyłem go do urządzenia sterowego, założyłem koło sterowe i wyregulowałem. Na ten dzień miałem dość. Poszedłem do restauracji na kolację, napiłem się piwka i lulu.

We wtorek dźwig był przyobiecany na 13-tą.

Po posilnym śniadanku wskoczyłem do Fayki, odnalazłem w graciarni pompę zęzową, wyłącznik do niej, kable i podłączyłem ją na krótko do akumulatora wyprowadzając rurę z wodą na zewnątrz. Tak na wszelki wypadek, gdyby coś się rypło, to ta pompa ma sporą wydajność – 60 litrów na minutę.

Potem śmignąłem do Sailservice po cumy. Moje zamówione jeszcze nie doszły, ale okazało się, że mają na składzie 33 m białej liny cumowniczej ø20 octoplait – dokładnie taką, tylko granatową zamówiłem. Wychodząc z założenia, że dobrych cum nigdy za dużo, kupiłem ten kawałek i od razu pocięliśmy go na trzy jedenastometrowe, eleganckie cumki.

Potem było tylko czekanie na dźwig.

Przyjechał o trzeciej.

Do tego czasu zmieniłem pampersa ze trzy razy 😉

Aha, obwiesiłem Faykę napompowanymi nowiutkimi odbijaczami.

Wspólnie z bosmanem Panem Mirkiem pozaczepialiśmy pasy i Fayka pojechała do wody. Pan Romek (operator dźwigu) trzymał ją na pasach, ja wskoczyłem do środka sprawdzić czy nie ma fontann – było OK – więc wylazłem i dałem znać, że można odczepiać – wow mój jacht wreszcie na wodzie. Pięć lat pracy, marzeń, wyrzeczeń, pieniędzy, pisania bloga, robienia fotek, picia piwa przy robocie, poobijanych paluchów, poranionego czerepu, i co? I nic – pływa. Ale to co czułem, to chyba nazywa się uczucie spełnienia.

Wlazłem dokładnie sprawdzić jaki jest stan. Było małe sączenie wody spod króćca dławicy. Fayka ma rasową dławicę węglową PSS (uszczelkę wału śruby). Ta dławica jest smarowana i uszczelniana wodą. Gdy jest używana na bardzo szybkich motorówkach woda może być wysysana z pochwy wału. W tym celu dławica ma specjalny króciec, przez który podaje się wodę. Na żaglówkach ten króciec musi być zatkany. Zrobiłem taki patent  z kawałka rurki z włożoną śrubą na końcu i zaciśniętą dwoma cybantami. Nie było to super szczelne i wyciekły ze dwie szklanki wody. Zmieniłem tę rurkę na inną i jest suchutko jak w reklamie Always. Druga strużka poszła z pod nakrętki na króćcu od echosondy. Nie zakładałem jeszcze czujników – szkoda je narażać. Dokręciłem pół obrotu, osuszyłem gąbeczką i znowu suchutko i pewnie. Potem zacząłem dzwonić do żonki, Leszka, Marka, znajomych i co tu dużo gadać – chamsko się chwalić.

Ale mam nadzieję, że mi wybaczą…

Po raz pierwszy Wiesia nie mówiła bym wracał, powiedziała wręcz coś przeciwnego, abym został parę godzin i posprawdzał wszystko. No to zostałem. Zamontowałem tymczasowe okna z dykty w kokpicie, odkręciłem postument sterowniczy – wraz z głowicą instrumentów pójdzie do lakiernika, zakleiłem tymczasowo wlewy w pokładzie, powiesiłem na prawej burcie odbijacze. Ustaliłem z kierownikiem mariny, że sami przestawią Faykę na miejsce, które wyznaczyli mi na czas prac. Pan Jacek jest tak miły, że znalazł dla mnie miejsce, w którym będziemy mogli z Markiem bardzo wygodnie pracować. Niestety na razie stał tam jakiś jacht i panowie próbowali go odprawić, ale mimo obietnic z ich strony opornie to szło. Zresztą w marinie jest taki zwyczaj, iż zostawia się na recepcji w kopercie klucze do jachtu tak, by w razie czego pracownicy mariny mogli wejść i uratować jednostkę. Oczywiście też zostawiłem swój kluczyk do tymczasowych drzwi.

Potem ostatni rzut oka na jacht, kolumna sterowa na ramię, farba do łapy, do auta i do domu.

Z całej operacji zrobiłem filmik, który jest wgrany na  YouTube. Link do filmiku macie tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=OI-AP0O12I4, powinien wgrać się około 12-tej w czwartek.

Dopisek z niedzieli – mimo zaawansowanego dwudziestego pierwszego wieku (to już 12,33% upłynęło) mój internet nie pozwala na wgrywanie filmów na YouTube – takich co mają więcej niż minutę. Musiałem podjechać do Darii i Karola z pendrakiem i wgrać filmik u nich – 12 minut i po sprawie. U mnie to było 2 x 580 minut i bez sukcesu 🙁

I ostatnia rzecz, mam już dograny harmonogram imprezy. Będzie dostępny do wglądu od jutra. Lista gości jest już raczej zamknięta. W wyjątkowych wypadkach piszcie.

Fotki jak zawsze: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona sześćdziesiąta druga i dalej)

Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 11 komentarzy

Nie mam siły pisać…

… do transportu Fayki do Górek Zachodnich i w konsekwencji do wody zostały dwa tygodnie. Nie wiem w co włożyć ręce, cóż Fayka pójdzie na wodę w takim stanie w jakim będzie – choć zewnętrznie na 100% będzie gotowa.  Już prawie jest!

W ten weekend ogromnie pomagali mi Karol (mój zięć) oraz przyjaciele Sam i Jesús. Malowaliśmy Faykę z zewnątrz. Dno jest pomalowane na czerwono farbą antyporostową. Wybrałem twardą farbę Seajet Shogun. Maluje się dwie grupe warstwy – każda starcza na jeden sezon. Więc powinienem mieć spokój aż do Wenezueli 😉

Przed malowaniem kadłub został zmatowiony drobnym papierem ściernym i odtłuszczony dokładnie acetonem – hmmm co za zapach. Udało się też pomalować dwie warstwowy białego paska, białą nadbudówkę oraz pawęż. Pomalowaliśmy też jedną warstwę granatowej farby. Te malunki są jeszcze nie wykończone, bo było relatywnie chłodno, farba schła wolno więc nie można było kleić taśmy maskującej. Ale i tak jestem z 50 metrów kwadratowych do przodu. Dno jest całkowicie gotowe – zamontowane są wszystkie nierdzewki, anody, pobory wody, wydechy, czujnik do echosondy i logu. Czekam na czujnik do sonaru „patrzącego do przodu” firmy Echopilot. Dzisiaj do mnie wyszedł kurierem z UK.

W środku jest też sporo. Kończymy kuchnię – jest zamocowana lodówka, kuchenka z piekarnikiem, ustalone miejsce pod bojler. Zamocowane są na gotowo kabiny prysznicowe. Pan Tapicer obił sufity i ściany w kabinie dziobowej i rufowej, zrobione są materace do kabiny dziobowej i już pewnie też do rufowej. W tym tygodniu ma być koniec prac z tapicerką.

Więcej nie napiszę bonie mam siły… jutro do stoczni…

A i jeszcze jedno, kolega Moris załatwił mnie małą wrzutką pod artykułem o mazurkach. Zapytał niewinnie „…który sikaflex jest dopuszczony do kontaktu z ropopochodnymi…„. no i kiszka musiałem wszystko odrywać, czyścić i już po pięciu godzinach ciężkiej roboty byłem w punkcie wyjściowym (choć tym razem już z dobrym sikaflexem). Miałbym się z pyszna gdyby, nie czujność Morisa. Jednak opłaca się pisać bloga hi h hi. To kolejny raz, gdy ktoś zmusił mnie przez bloga do pomyślenia i sprawdzenia jakiejś rzeczy.

Fotki jak zawsze: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona sześćdziesiąta i dalej)

Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 3 komentarze

Mały dopisek…

Moi drodzy,

wczoraj ja, a w zasadzie serwis prezentyonline.pl daliśmy ciała. Wiecie, że jestem informatykiem z trzydziestoletnim doświadczeniem, ale nieraz programy mnie przerastają.

Wiem, że niektórzy z Was otrzymali wczoraj po 5-6 maili z informacją o liście prezentów, a niektórzy nie otrzymali wcale. Co gorsza ja w tym momencie nawet nie wiem, kto otrzymał maila, a kto nie – system nie udostępnia mi takich informacji.

W tej sytuacji bardzo proszę o info zwrotne osoby zapisane na imprezę, czy dostali kod dostępu do serwisu czy nie. Pozwoli mi to opanować jakoś ten cały bałagan.

Mam też informację, że maile trafiają często do spamu. Wynika to z faktu, że nadawcą nie jestem ja tylko serwis i maile przychodzą z adresu:„geosapro@da.nameserverus2.com w imieniu S.Ciunczyk@ciunczyk.com – prezentyonline.pl” – sprawdźcie proszę folder ze spamem w swojej poczcie.

Mam też dobrą informację. Serwis http://www.marinebusiness.pl, z którego jest duża część produktów, na hasło „Fayka” ma udzielać dobrych rabatów.

Jeszcze raz przepraszam za zamieszanie

Sławek

Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | Dodaj komentarz

Wielkanocne mazurki

Moja ukochana małżonka zobaczywszy zdjęcie: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/slides/Fayka-927.jpg oznajmiła, że świąteczne mazurki będą teraz przyozdabiane w naszym domu moimi rękoma. Upewniłem się tylko, czy jako kremu mogę użyć masy uszczelniającej Sikaflex oraz silikonu i mogę zdobić. Zresztą przyszło mi do głowy, że szprycki do kremu, robione w formie wielkiej strzykawy, wcale nie są wygodne. Gdyby użyć pistoletu do dozowania silikonu, czy kleju można by znacznie efektywniej pracować w kuchni. A gdyby tak zastosować pistolet elektryczny lub pneumatyczny … ciasta same by się przyozdabiały.

Uwaga! Ważne! Istotne byście doczytali do końca ten wpis!

Robota na Fayce furczy. Między innymi zostały zamontowane zbiorniki na ścieki. Pomny na wydarzenia Kapitana Paszke z obluzowanym zbiornikiem, który w ostateczności doprowadził do przecieku, zamocowałem moje zbiorniki potrójnie. Po pierwsze mają przyspawane stalowe uchwyty – takie uszy, na których wiszą. A na ścianach są wspawane do wręg stalowe ramy, na których z kolei zaczepione są te uszy i powieszone zbiorniki. Na dole dałem stalowe linki ze ściągaczami, które unieruchamiają je i osadzają. Dodatkowo każdy zbiornik po odtłuszczeniu acetonem, został posmarowany grubą warstwą kleju do flexiteeku bardzo podobnego do popularnego sikaflexu 221. Całość po zastygnięciu tworzy bardzo mocną, choć nieco elastyczną konstrukcję. O to mi chodziło, bo wszelkie sztywne mocowania potrafią pękać.

Zbiorniki zostały podłączone zarówno od strony wlewów jak i wylewów.

To robiłem ja Sławomir C… W między czasie Marek dopasował drzwi do kabiny dziobowej, a w ostatni czwartek osadził je na gotowo. Wyglądają lepiej niż myślałem. Pomalowaliśmy też wszystkie ścianki kabin, łazienek, drzwi, sufit w kabinie rufowej. W tym suficie został także zrobiony świetlik z listewek docinanych numerycznie na obrabiarce CNC oraz z wycinanych laserem płytek z mlecznego poliwęglanu. Efekt jest dość fajny – moim zdaniem (i mojej piękniejszej połowy też).

W poprzednią sobotę wspólnie z Leszkiem uruchamialiśmy silnik i generator – wszystko poszło jak z płatka, Leszka doświadczenie – bezcenne, za resztę zapłacę kartą….. 😉

Wrażenie pracującego silnika w Fayce było dla mnie bardzo ekscytujące. Mój jacht zaczyna po prostu żyć. Choć to jacht żaglowy, jednak pyrkoczący cichutko i równomiernie silnik jest jego bijącym sercem…

Filmik ze startu silnika – tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=Ib2PuGgMS_k

Podobnie generator odpalił bez pudła. Podłączone są kompletne układy wydechowe zarówno do silnika jak i generatora. Zostało:

  • zabudować na gotowo układ zasilania paliwowego – z pompą transferową z kilów do zbiornika rozchodowego. Zamówiłem porządną pompę transferową Jabsco oraz jako backup klasyczną pompę ręczną. Bardzo nie chciałbym znaleźć się w sytuacji, gdy pompa transferowa wysiada i choć mam pełne zbiorniki paliwa nie mogę odpalić silnika. Do tego układu mam też zamówione i obmyślane zabezpieczenia przed przelaniem paliwa w zbiorniku rozchodowym. Jedno z nich to czujnik i wyłączanie pompy transferowej, drugie zabezpieczenie jest znacznie bardziej prymitywne – kawałek rurki przelewowej – z powrotem do zbiornika w kilu. Zainteresowani wiedzą o co mi chodzi.
  • zabudować na gotowo elektrykę – wszystkie bezpieczniki, wyłączniki awaryjne, odcinające, zamocować akumulator rozruchowy w docelowym miejscu.
  • podłączyć na gotowo obieg wody chłodzącej
  • podłączyć obieg czynnika grzewczego do boilera (boiler, naczynie wzbiorcze i reszta zabawek do zrobienia hydrauliki są zamówione)

W tę samą sobotę odwiedzili nas znajomi – Iwonka i Krzysiek. Iwonka została oddana pod opiekę mojej żonce, a Krzyśka „zagnałem” do roboty. Krzysiek pięknie oszlifował i wyszpachlował dach nadbudówki – jeszcze tylko jedno przeszlifowanie i można go malować – jedna warstwa podkładu i ze trzy poliuretanami, z czego ostatnia z dodatkiem kuleczek antypoślizgowych.

Prawie codziennie przychodzą do mnie dostawy rozmaitych duperelków od znaczników do łańcucha kotwicznego – znacie to „niebo-dach-ściana-piach”, przez kable do elektryki, węże do paliwa, wody, ogrzewania, armaturę, węże do wentylacji, klimatyzacji, ogrzewania, setki śrub, złączy, narzędzia, zawiasy, uchwyty, boiler, filtry i tak dalej, i tak dalej…

Przy okazji dostaw ciekawą przygodę miałem z radiotelefonami. Oprócz podstawowej radiostacji VHF Nexus, którą kupiłem już jakiś czas temu, na Fayce, chcę mieć dwa radiotelefony ręczne. Chciałbym też, by te radiotelefony były solidne, dobrej jakości, ale co najważniejsze, by zawsze były gotowe do pracy. Oznacza to, że są zawsze naładowane i zawsze pod ręką. Spodobało mi się jak jest to rozwiązane na Selmie. Radiotelefony ręczne mają swoje miejsce przy stanowisku nawigacyjnym, są tam dla nich dwa gniazda ładowarek biurkowych, w których one na stałe „mieszkają”. Gdy ktoś potrzebuje, bierze z ładowarki i ma pewność, że sprzęt jest gotowy (naładowany).

Pogrzebałem w internecie i stwierdziłem, że brać żeglarska dość jednoznacznie wypowiada się, iż marką godną polecenia jest ICOM. No to nie kombinowałem dalej, tylko sprawdziłem dwa modele: IC-M23 oraz wyższy model IC-M71. Bardziej podobał mi się model IC-M23. Jest mniejszy, i co ciekawe pływa w wodzie. Ale z materiałów propagandowych nie wynikało jednoznacznie, czy może być wstawiony do ładowarki biurkowej. Skierowałem więc swe kroki do ICOM Polska i zadałem najpierw przez stronę, potem mailami trzy pytania: „Czy IC-M23 może być ładowany w ładowarce biurkowej”, „Jakie jest napięcie zasilania ładowarki”, „Jaka jest cena obu tych modeli” dość szybko otrzymałem odpowiedzi. Kolejno: „Tak może być ładowany w ładowarce biurkowej”, „Napięcie zasilania to 12V”, „Ceny to odpowiednio 139€ oraz 200€ netto. Wytargowałem skromny rabacik, zamówiłem, zapłaciłem i po tygodniu przyszła paczuszka. Cały podniecony nowymi zabawkami, drżącymi rękoma otworzyłem paczuszkę i co, i nic  – smutna niespodzianka. Model IC-M23 faktycznie jest malutki, poręczny i bardzo ładny ale: nie ma fizycznej możliwości ładowania w ładowarce biurkowej, a załączona w komplecie ładowarka jest zwykłą ładowarką ścienną na zasilanie sieciowe 110-230V. Dostępna opcjonalna ładowarka ładuje tylko wyjęte z niego akumulatory – już widzę latające po całej łódce akumulatory do radiotelefonów i ciągłe dociekanie, który jest naładowany. Już z akumulatorkami do aparatu mam dość kłopotów, jak bez miernika poznać, który jest naładowany, a który nie? Ja radzę sobie tak, że naładowane są w pudełkach, rozładowane wrzucam do kieszeni plecaka fotograficznego luzem.

Ciśnienie lekko mi skoczyło, zadzwoniłem do dostawcy, zacząłem to wyjaśniać i w końcu napisałem maila – odpowiedź była uprzejma, że pan prosi o wybaczenie, ale się pomylił i pożądane przeze mnie cechy są dostępne, ale w modelu wyższym IC-M71 uuupppssss. Odesłałem sprzęt z powrotem…. Zacząłem szukać po necie tych IC-M71….i  na „alledrogo” była aukcja na komplet dwóch sztuk za 860PLN !!! Niestety już zakończona. Napisałem więc do sprzedawcy i okazało się, że pan ma tych radiotelefonów więcej, i chętnie sprzeda mi dwie sztuki w jeszcze niższej cenie 🙂 Zapytałem go, czy to nie jakaś lipa, dlaczego tak tanio? Pan odpowiedział, że kupił ich sporo po likwidacji zbankrutowanego sklepu w Belgii i powolutku sprzedaje. Zakupiłem zestaw dwóch, paczka przyszła szybciutko – mam to co chciałem.

Uwaga! Gdyby, ktoś chciał kupić taki radiotelefon IC-M71 w rewelacyjnej cenie – proszę o kontakt na prywatny email – skieruję do sprzedawcy. Naprawdę warto.

Daria pomogła mi wybrać materiał obiciowy na tapicerkę materacy, siedzeń, kanap oraz materiał na sufit. Tapicera jachtowego też znalazłem fartem. Jechałem sobie przez Biskupiec, a tu patrzę, przede mną jedzie samochód z napisem „Tapicerstwo jachtowe, samochodowe, meblowe” i telefon. No to zadzwoniłem. Rozmowa była mniej więcej taka:

  • dzień dobry,
  • dzień dobry,
  • proszę pana, buduję jacht i szukam tapicera
  • to dobrze pan trafił… Słucham, gdzie ten jacht jest budowany
  • niedaleko Biskupca
  • ale konkretnie gdzie
  • w Najdymowie
  • a w Najdymowie to gdzie
  • u mojego brata
  • a jak pański brat się nazywa
  • Leszek Ciuńczyk
  • o – to ja Leszka znam…

Hi hi potem okazało się, że Pan Andrzej chodził do jednej klasy z Jolą. No to się szybko dogadaliśmy. Od przyszłego tygodnia na Fayce będzie gęsto: my z Markiem i tapicerze. Materiały obiciowe, gąbki, kleje już są kupione.

Zaklepany jest już transport do Górek Zachodnich – Fayka ma wyruszyć w podróż już 20 kwietnia. Będzie sporo uciechy. Dzięki uprzejmości Pana Krzysztofa z Sailservice udało mi się załatwić w Górkach postój Fayki na najbliższy rok, kiedy to będę ją dopieszczał, testował i przygotowywał do WIELKIEJ WYPRAWY.

Na weekend po świętach zostało zaplanowane malowanie zewnętrzne kadłuba. Farby mam, ekipa się przygotowuje. Muszę tylko w Lemonie zarezerwować duży stolik na dwa wieczory 😉

Impreza prawie dopięta na ostatni guzik (choć Fayka nie). W przyszłym wpisie podam szczegółowy program z rozpisaniem godzin. Powoli zamykam listę gości, bo jest już ponad 110 zarejestrowanych – przyznam, że nie spodziewałem się, iż tyle osób będzie chciało cieszyć się z nami ukończeniem budowy Fayki.

I ostatnia rzecz na dzisiaj – dość dla mnie krępująca. Bardzo wiele osób pyta mnie, co chciałbym dostać w prezencie. Z jednej strony wypada, zgodnie z polską tradycją mówić, nie zawracajcie sobie głowy, będę się cieszył z tego, że będziecie ze mną… i to jest szczera prawda. Jednak wszyscy znają stary (suchar jak mówi młodzież) kawał: „jak przyjdziecie do nas w gości, to kopcie w drzwi nogami, bo przecież w rękach będziecie mieli prezenty…” Oboje z Wiesią bardzo lubimy dostawać prezenty, które trwają i których używamy. Np. mamy piękną szklaną tacę do ciasta, którą dostaliśmy prawie trzydzieści lat temu na ślubie – oczywiście pamiętamy od kogo. W kuchni mamy zegar, który dostaliśmy od przyjaciół prawie piętnaście lat temu. Przykłady możemy mnożyć. Te prezenty bardzo, bardzo nas cieszą.

Wspólnie z moimi Paniami przygotowaliśmy listę rzeczy, które naszym zdaniem nadają się na prezenty. Lista jest dość długa – ma ponad 40 pozycji. Są to w większości elementy wyposażania kuchni, łazienki, pościel. Duża część ma nawiązania marynistyczne, a wszystko tworzy pewną spójną całość. Starliśmy się umieścić pozycje o zróżnicowanym budżecie. Rozpiętość cen jest od 28,90 do prawie 900PLN. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by skrzyknąć się w parę osób i kupić jeden prezent razem ;-).

Lista prezentów została stworzona na serwisie http://www.prezentyonline.pl.

Lista zawiera dokładne opisy prezentów, ze zdjęciem, ceną, typem, modelem i linkiem do miejsca, gdzie można go sprawdzić i ewentualnie kupić. Oczywiście większość z nich można kupić w innych miejscach – często taniej np. na „alledrogo”, jednak linków do allegro nie umieszczałem, bo tam aukcje po paru dniach wygasają.

Teraz rzecz bardzo ważna – przedstawiona lista zawiera pozycje, które i tak chcę kupić na jacht. Ale co dla mnie ważne chcę kupić te właśnie, które są na liście. Czyli, jeżeli będziecie chcieli kupić coś z tej listy, to tylko i wyłącznie dokładnie to, co jest opisane. A to dlatego, że jeżeli dostanę np: „Zestaw sztućców – 24 elementy Model: UNIVERSAL (Duka)” to do niego pasuje „Zestaw widelczyków do ciasta Model: UNIVERSAL (Duka)” I jeżeli ktoś zarezerwuje na liście widelczyki, a kupi inny model – nie będą do siebie pasowały. A wiecie jaką wagę przykładam do detali 😉 Zatem jeżeli coś zarezerwujecie z listy, to tylko w sytuacji, gdy chcecie kupić dokładnie to, co jest opisane. Oczywiście lista nie jest obowiązkowa i możecie przynieść coś wymyślonego przez siebie, lub nic nie przynieść, ale lista może wam dać orientację czego już nie kupować.

Przepraszam za dość bezpośrednią formę wyjaśnienia, ale chciałbym uniknąć sytuacji, w której dostanę czterdzieści flaszek łyskacza, za którym w dodatku niezbyt przepadam. Wy się wykosztujecie, a ja nie będę mega happy.

Każdy gość imprezy (podawaliście swoje maile przy zapisie) dostanie e-mailem indywidualny kod dostępu do tego serwisu oraz instrukcję postępowania. Z tym kodem, każdy może zarezerwować JEDEN prezent. Nikt – nawet ja nie będzie wiedział, kto co zarezerwował. Gdyby ktoś bardzo chciał zarezerwować więcej niż jeden prezent, proszę o kontakt, wygeneruję dla tej osoby dodatkowy kod/kody ;-). Bardzo proszę też, by rezerwować tylko w sytuacji, gdy naprawdę chcecie to kupić. Rezerwacja blokuje prezent dla Was i jeżeli w ostatniej chwili się rozmyślicie, to ktoś inny nie będzie już miał szansy na kupienie tego prezentu. Oczywiście prezenty można rezerwować i odrezerwowywać.

Gdyby, ktoś zapiany na imprezę, jednak nie dostał maila z kodem dostępu – proszę o kontakt – może w adresie e-mail wkradł się jakiś błąd.

Opis posługiwania się listą prezentów wrzuciłem tutaj: http://www.ciunczyk.com/wordpress/?page_id=1783

A fotki z budowy są tu: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona pięćdziesiąta dziewiąta i dalej)

Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 4 komentarze

Wbrew krążącym pogłoskom…

… nie zeżarły mnie pingwiny, foki, lamparty morskie, skuły, orki, wieloryby, nawet fiordy nie dały mi rady 😉 dopiero zwykłe polskie przeziębienie, katar, zapalenie zatok powaliły mnie do łóżka.

Nic nie pisałem, bo mnie zwyczajnie nie było…

Żeglowałem z przyjaciółmi na słynnym jachcie Selma – a naszym celem była mroźna Antarktyda. Trochę sobie żartowałem, że to pewnie już mój ostatni rejs na nie swoim jachcie…

Oprócz Antarktydy tydzień w gorącym Rio de Janeiro by poćwiczyć mój portugalski, oraz łącznie pięć dni w boskim Buenos Aires… by poćwiczyć mój hiszpański. Musze się pochwalić, że wcale nie musiałem używać angielskiego 😉

A tymczasem w stoczni praca huczała – Marek działał ostro z meblami, prawie skończone są: kabina rufowa i kanapa w mesie. Szczególnie z kanapą było sporo zabawy, bo „pan armator” wymyślił sobie, że kanapa będzie składała się z samych giętych elementów. Trudne do wykonania, bo trzeba kleić na kopytach z cieniutkich czteromilimetrowych sklejek, ale efekt moim zdanie jest więcej niż niezły. Oceńcie sami na fotkach.

Generalnie wprawdzie termin imprezy goni mnie z pracami, jednak postanowiłem nie składać na „ołtarzu prędkości” całopalnej „ofiary z jakości” 😉

Cóż będzie więcej niewgniecionych poduszeczek, pewnie sporo wystających drutów i niedopolerowanych nierdzewek, ale przecież się nie rozerwę…

W ciągu kilku dni mesa powinna zostać ukończona, zaczniemy montować ściany łazienki wspólnej i rozpoczniemy prace nad kuchnią.

Maszt, bom i olinowanie stale są zatwierdzone do produkcji w Sparcraft – miesiąc i powinny być w Polsce. Zamówiłem farby nawierzchniowe, a moja córeczka Daria zaprojektowała malowanie zewnętrzne – ciekawe czy będzie się Wam podobało. Zamówione też są materiały na żagle: grot, sztaksle, code zero, trajsel. Żagle powinny być gotowe jeszcze przed imprezą.

Mam zamówione kable elektryczne, kable do akumulatorów i odbiorników dużej mocy, rury do wentylacji, ogrzewania i klimatyzacji, pompę zęzową z osprzętem, wygłuszenie komory silnika i generatora, liny cumownicze – do marin i do cumowania przy skałach. Bardzo dużo, bo prawie pięćset funtów kosztują mnie uchwyty/zamki do szafek. Sprawdziłem wiele, dopiero jeden rodzaj spodobał mi się bardzo – są to wciskane gałeczki, z zamknięciem, ale wykonane z litego metalu, a nie jak większość z chromowanego plastiku. Sam dotyk daje wrażenie solidnej jakości. A że gałek potrzeba dwadzieścia to i cena wyszła niemała.

Przyszły też zamówione zaciski z 316-tki – tzw. cybanty. Potrzebuję tego sporo, bo na instalacjach wydechowych z racji bezpieczeństwa będę dawał wszędzie po dwa zaciski. Tu znowu niespodzianka zaciski kupione w UK w ASAP-Suplies kosztują prawie cztery razy taniej niż VETUS’a 🙁

Ogólnie gromadzi mi się mnóstwo rozmaitego towaru, który już za chwilę będziemy wmontowywać.

Z Niemiec przyszły gotowe drzwi wewnętrzne – cztery sztuki. Może jutro, lub w piątek zamontujemy jedne w kabinie dziobowej – po dodaniu podłogi – kabina będzie zupełnie gotowa. Ponoć Marek testował jak się w niej śpi. Jutro go zapytam…

Dzisiaj przywiozłem wzory materiałów obiciowych do tapicerek, jutro zamierzam spotkać się z tapicerem ustalić szczegóły prac.

Zamówiony jest też transport jachtu nad morze oraz dźwig do jego załadunku.

Na sobotę i niedzielę jestem umówiony z Leszkiem – będziemy podłączali i uruchamiali silnik i generator – już „na gotowo”. Ja jestem przerażany, Leszek jest podniecony – on mówi, że to najfajniejsza zabawa. Zobaczymy.

Co jeszcze? Zamontowane są wszystkie przepusty kadłubowe – są wklejone na Sikaflex oraz bardzo mocno dokręcone – chyba to już na zawsze.

Zacząłem matowienie papierem ściernym pomalowanego podkładu na zewnątrz, przed ostatnią warstwą podkładu i malowaniem końcowym.

Znowu czekam na Flexiteeka 😉 obiecują niebawem dokończyć prace.

Mam umówioną ekipę na malowanie docelowe… Panowie – wszystko gotowe – czeka…

Jutro będę budował model 1:1 relingu na nadbudówce oraz kosza dziobowego. Potem oddam to wraz z materiałem do zaprzyjaźnionego zakładu Żarna.

Zamierzam też pomalować od dołu kile i skeg. Jeszcze nie wiem jak to zrobię, ale na pewno zrobię. Problem jest z podnoszeniem jachtu na wysokość pozwalajacą na oskrobanie i pomalowanie spodu kliów.

W międzyczasie poniszczyłem trochę gotowy Flexiteek. Okazało się, że za diabła nie mogę dopasować wlewów ścieków (a raczej wylewów). Po godzinie deliberowania zdecydowałem się, wychlastać nowe otwory, zamówić blaszki do wspawania. Wszystko wyciąłem, razem z Flexiteekiem. Wcześniej to konsultowałem z Panem Andrzejem. Powiedział –  tnij śmiało, nic się nie bój przyjedziemy i tak to zaspawamy, że będzie „identyczne z naturalnym” no to wyciąłem. Wygląda okropnie, choć teraz wylewy pasują jak ulał. Zobaczymy czy obietnice Andrzeja się sprawdzą. Jeżeli tak to mój szacunek dla tego materiału dodatkowo wzrośnie.

Aha na imprezę zapisanych jest lekko ponad 100 osób, w przyszłym tygodniu opublikuję „rozkład zajęć” na sobotnie popołudnie 25 maja.

Byłbym jeszcze zapomniał, obiecałem małą „prywatę” Pani Danusi Remiszewskiej (kupiłem w jej firmie kotwice Rocna). Otóż jej córka kandyduje do rejsu dookoła świata i zbiera głosy. Zebrała już sporo, ale moim zdaniem musimy wspierać polaków startujących w takich imprezach. Przecież nasze żeglarstwo sroce spod ogona nie wypadło, a już, żeglarki i żeglarze na pewno nie. Będzie was to kosztować nie więcej niż dwie minuty, a ambitna dziewczyna może wygrać przygodę życia.
Jak wiecie nie robię tego często, ale tym razem uważam, że warto. Wejdźcie proszę na:

http://www.experience-tour.com/tour/clipper-round-the-world-yacht-race/applicant/1645/

i oddajcie swój głos. Kasia już jest na pierwszym miejscu, ale gdyby wszyscy czytelnicy mojego bloga zagłosowali to dziewczyna będzie niezagrożona.

W nagrodę możecie pooglądać fotki z budowy Fayki 😉

Trochę fotek: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona pięćdziesiąta siódma i dalej)

Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 3 komentarze

Kolejna miła przygoda…

Jak już pisałem mamy gotowe i dopasowane kabiny prysznicowe z brodzikami. Zarówno dziobową (publiczną) jak i rufową (armatorską). Do pełni szczęścia brakowało mi wymyślenia jak zrobić drzwi do tych kabin. Drzwi powinny być lekkie, łatwo otwierane, szczelne, ładne i nie drogie. Jak mówią w hiszpańskim i portugalskim 3B – Bueno Bonito Barato. Kombinowałem na różne sposoby. Wszystko rozbijało się o zawiasy. Chciałem zrobić drzwi harmonijkowe trójsegmentowe z poliwęglanu lub pleksi. Tylko jakie dać zawiasy, by między segmentami woda nie leciała do kibelka…

Tak kombinowałem, kombinowałem, przeglądałem katalogi, gadałem z Markiem i nic. Aż tu rano przy goleniu w naszym mieszkanku w Biskupcu spojrzałem na panel nawannowy. Eureka! Przecież, gdybym zastosował takie połączenie szybek to mam gotowe drzwi. Moja najstarsza córeczka Daria zaprojektowała całe wnętrze tego mieszkanka i na wannie dała dwusegmentowy panel firmy Aquaform. A na marginesie, to wprowadzając trochę nepotyzmu, gdyby ktoś potrzebował profesjonalnego Architekta Wnętrz i w dodatku 3B to gorąco polecam Darię:

http://www.pracownia-projektowania.pl
http://www.pracownia-projektowania.pl/?koszary-w-biskupcu,22

Wracając do paneli. Aquaform ma takie sprytne zawiasy, z jednej strony mocujące szybę, z drugiej zapewniające szczelne połączenie, w dodatku obracające się o 360°. Gdybym tylko mógł kupić same elementy bez szyb…

Wlazłem na stronę producenta http://www.aquaform.com.pl tam odnalazłem kontakt do Pana Andrzeja Dębskiego, który jest odpowiedzialny za województwo mazowieckie. Napisałem maila z prośbą o poradę czy i gdzie mógłbym kupić same profile i zawiasy do paneli. Przyznam szczerze, że nie miałem wielkiej nadziei na odzew, a tu nazajutrz rano w drodze do stoczni w samochodzie zadzwonił telefon. Okazało się, że dzwoni właśnie Pan Andrzej z informacją, iż rozmawiał w fabryce i dowiedział się, że firma nie sprzedaje samych części. No to kiszka pomyślałem… ale Pan Andrzej kontynuował. Powiedział, że on tak łatwo nie odpuszcza i znalazł dla mnie rozwiązanie. Otóż skontaktował się ze swoim kolegą, który prowadzi internetowy sklep z wyposażeniem łazienek i ten kolega przyznał się, że ma stertę uszkodzonych paneli. W transporcie czasami firmom kurierskim zdaża się małe ooopppsss i szyba w panelu zamienia się w szklany „cukier kryształ”. Firmy ubezpieczeniowe wypłacają odszkodowanie, a uszkodzone panele zalegają w magazynie. Ten kolega zgodził się sprzedać mi za symboliczną kwotę dwa takie uszkodzone panele trójsegmentowe. Musiałem jedynie przejechać się do Żyrardowa (ode mnie 27km) i samemu wytłuc pozostałe szyby z tych paneli.

Panele kosztowały mnie po stówie za sztukę (a nówka stoi 8-9 stów)

Przywiozłem towar do domu, rozłożyłem w salonie, wziąłem siekierę i zacząłem tłuc szyby. Wbrew pozorom to nie takie łatwe, gdy się chce rozbić czteromilimetrowe hartowane szkło. A najgorsze, że rozpryskiwało się po całej chałupie. Wiesia chciała mnie tą siekierą zatłuc… Kawałki szkła znajdujemy nadal w różnych miejscach, choć to już dwa tygodnie, a przecież posprzątałem idealnie…

Rozmontowałem wszystko na części pierwsze, w AutoCAD zaprojektowałem własne szybki z mlecznego poliwęglanu i posłałem do wycięcia laserem. Powinienem mieć naprawdę fajne drzwi do kabin. I do tego 3B!

Pomyśleć, że są u nas ludzie którzy pomogą ci nawet, gdy nie zostaniesz ich klientem… Serdecznie dziękuję Panie Andrzeju!

Cały czas zachęcam do zapisywania się na imprezę. Choć i tak nie jest źle, do tej pory zapisało się już siedemdziesiąt osób!

Dla leniwych, podaję bezpośredni link do zapisów Zapisy na imprezę.

Dzisiaj byliśmy na wizji lokalnej w hotelu Galion, sprawdziliśmy też organoleptycznie umiejętności szefa kuchni. Zdecydowanie nie można do niego powiedzieć „oddawaj fartucha”.

W jachcie robota powoli posuwa się do przodu:

– brodziki, kabiny są dopasowane i pomalowane pierwszą warstwą podkładu. Jeszcze ze cztery warstwy podkładu, ze szlifowaniem pomiędzy, potem montaż i wielokrotne malowanie od wewnątrz farbą poliuretanową w kolorze ecru do uzyskania „plastikowej” powierzchni.

– do połączenia zbiorników na ścieki z wylotami zaburtowymi potrzebowałem rury odpornej na fekalia o średnicy dwóch cali. Nigdzie w kraju nie mogłem takiej znaleźć, ale w internecie i owszem. Kupiłem w UK w sklepie o fajnej nazwie A.S.A.P. Supliers – czekam na dostawę. Korzystając z jednej wysyłki zamówiłem też syrenę dwutonową (dwa tony nie dwie tony) oraz na próbę uchwyt do szafek. Szukam ładnych masywnych metalowych. Nie chcę typowego plastikowego badziewia.

– zamocowałem na gotowo główny zbiornik na wodę. Zrobiliśmy z Markiem drewniane łoże z „masywu” merbau. Może jeszcze pamiętacie blaty kuchenne na wregi wycinane potem wodą. Tak, tak dokupiłem jeden taki blat i wycinamy z niego potrzebne listwy. Nie chciałem by zbiornik opierał się na metalu – po pierwsze potencjalne skrzypienie, po drugie tarcie spowodowało by zniszczenie cynku i prędzej czy później korozję. Więc odpowiednio dobrane listwy 40x40mm wklejone na sikaflex oraz przykręcone wkrętami utworzyły idealnie wypoziomowane gniazdo do osadzenia zbiornika. Oczywiście wcześniej pomalowałem trzy razy sklejkę na ścianie za zbiornikiem oraz dodatkowo podkładówką dno i szkielet metalowy, do którego było przymocowane łoże. Zbiornik wpasował się tak dokładnie, że sam byłem zaskoczony i oczywiście bardzo zadowolony. Leży na drewnianych podkładkach, wcześniej dla pewności grubo posmarowanych sikaflexem. Dodatkowo przyspawałem go na dole do wręg, a na górze przyspawałem uszy, które przykręciłem specjalnymi śrubami przez sklejkę do wręg drewnianych. Zbiornik może obluzować się jedynie, gdy jakiś statek wjedzie mi w burtę. Ale to wtedy będzie najmniejsze zmartwienie 🙁

– Marek dopasował i dociął sufit nad kabiną rufową oraz osadził element gięty stanowiący narożnik ścian tej kabiny. Przestrzeń wewnętrzna Fayki coraz bardziej się wykrystalizowuje.

– ponieważ mam już generator, wykonałem i wspawałem jego łoże. Zabawa jest o tyle ciekawa, że łoże powinno być poziomo, a nie mogę spawać do poszycia (dna), bo zniszczę ocynk oraz farbę. Spawać mogę tylko do wręg i podłużników. Walczyłem z tym cały dzień. Potem wespół w zespół z Markiem wtarabaniliśmy generator do wnętrza Fayki. Ta kosteczka waży raptem 80kg 😉 nie chciałem też go pogiąć i porysować, więc trochę się umordowaliśmy. Ustawiliśmy go na łożu, powierciłem otwory pod łapy, pomalowałem to podkładówką i sobie schnie. Wczoraj Michał pomalował drugi raz. Podkładówka jest epoksydowa więc powinno wystarczyć. W przyszłym tygodniu pomaluję farbą zęzową i będę montował generator.

To na razie chyba wszystko.

Och byłbym zapomniał, przyszło do mnie radio VHF. Zakupiłem moim zadaniem ciekawe urządzenie. Jest to Nexus NX2500. Porządna VHF-ka z DSC, ale dodatkowo połączona z Navtex. Radyjko zawsze włączam, gdy wypływam – bo tego wymaga dobra praktyka morska i zdrowy rozsądek. Więc zawsze będę miał odebrane wszystkie komunikaty pogodowe oraz ostrzeżenia nawigacyjne przesyłane przez Navtex. Zresztą dostarczona w komplecie antena Navtex z odbiornikiem wysyła te komunikaty po RS232 więc wystarczy prosty „rozdzielacz” i mogę dodatkowo odbierać je na komputerze.

No i dzisiaj zapłaciłem za dryfkotwę Jordana. Jak dojdzie to ją opiszę.

Fotek niewiele, bo nic spektakularnego się nie działo, ale parę jest:

Trochę fotek: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/
(strona pięćdziesiąta szósta i dalej)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 13 komentarzy

To już czwarte Święta…

ChoinkaZdrowych Pogodnych Świąt Bożego Narodzenia
w gronie najbliższych waszemu sercu osób

oraz

Wszelkiej Pomyślności w nadchodzącym Nowym Roku

życzy wasz ulubiony bloger, stoczniowiec 😉

Sławek

 

p.s. w stoczni to co zawsze: praca… praca… praca… jest trochę nowych fotek …

Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | Dodaj komentarz

Podpowiedź druga (z trzech)

Moi drodzy widzę, że tempo zgadywania przysiadło 😉 czas na kolejną podpowiedź. Odpowiedź jest związana z filmem w którym grają wspólnie: Kathleen Turner, Michael Douglas oraz Danny de Vito… powodzenia.

Cały czas zachęcam do zapisywania się na imprezę, szczególnie tych co już mi obiecali. Choć i tak nie jest źle, do tej pory zapisało się już prawie sześćdziesiąt osób!

Dla leniwych, podaję bezpośredni link do zapisów Zapisy na imprezę.

W stoczni jak mawia mój serdeczny przyjaciel Janusz „upał nie doskwiera”. Na domiar złego wysiadła nagrzewnica, więc biegusiem pojechałem do Olsztyna zakupić kolejną – tę, która docelowo ma nagrzewać lakiernię/suszarnię.

Główna ma 30 kW mocy, ta pomocnicza nie musi być aż taka duża, więc kupiłem 10kW. Na razie podgrzewa halę do czasu, aż naprawię główną. Efekt – przy temperaturze zewnętrznej minus 8°, a w nocy minus 12°, w namiociku temperatura skacze aż do 2° na plusie 🙂 W jachcie przy dwóch pracujących halogenach i farelku jest pewnie ze dwanaście. O malowaniu nie ma mowy, ale pracować się da. Oczywiście szybkość pracy nie jest identyczna z tą przy 25°. Cóż: twardym trza być, a nie miętkim. Traktuję to jako ćwiczenia przed wyjazdem na Antarktydę w lutym. Choć dlaczego Marek też ćwiczy – tego nie wiem…

Mimo przeciwności natury pogodowej zrobiliśmy postępy, mamy gotowe oba brodziki, zbudowaną jedną kompletną kabinę prysznicową. Udało się zmontować i dopasować całą obudowę silnika. W przyszłym tygodniu do jachtu będzie się wchodzić już w sposób elegancki (docelowy).

Trochę zabawy było z mocowaniem podstaw pod brodziki. Wyspawałem je z teownika stalowego i przyspawałem do wręg. Problem jest taki, iż nie mogę już spawać niczego do poszycia, bo zniszczę lakier i cynk.

O ile w łazience dziobowej było do czego ją przymocować, a podstawa brodzika jest sztywna i prosta, o tyle w łazience „armatorskiej” nie miałem takiej możliwości i podstawa kiwała się.

W piątek zacząłem to podpierać przyciętymi wklejonymi kołeczkami z litego drewna. W sobotę miałem ambitny plan prac, na liście pierwsza była pozycja – dopasować ostatni kołeczek. Spojrzałem na moją konstrukcję, przypomniałem sobie co napisał do mnie w czwartek Paul Fay „It is so good to see how well you are progressing and to look at the high standard of work of your project i pomyślałem, że zrobiona podstawa nie zachowuje standardów, do których Paul referuje 🙂

Wziąłem więc do ręki moją ulubioną przyjaciółkę – szlifierkę kątowa, wychlastałem wszystko, rozciąłem, zespawałem na nowo, zamiast drewnianych kołeczków zrobiłem metalowe stópki z podstawkami, dopasowałem wszystko dokładnie, oszlifowałem, pomalowałem podkładem epoksydowym, wysuszyłem, wspawałem do jachtu, stópki przykleiłem na Sikaflex do poszycia. Pomalowałem resztę na gotowo podkładem. Teraz chyba standard jest zachowany…

Niestety zrobiła się szesnasta i czas było wracać do domu. A pozostałe trzy punkty z listy – wymodelowanie schodków zejściówki, zrobienie kopyta do giętej ścianki łazienkowej oraz sklejenie tej ścianki trafią na listę przyszłotygodniową.

Wracając, żeby było weselej rozwaliłem oponę i to tak dokumentnie, że nic już się z nią nie dało zrobić, ponieważ było to blisko – 18km – na flaku 20km/h wróciłem do Leszka, wziąłem od niego Mitsubishi i pojechałem do chaty. Niestety opona była nówka – przejechałem na niej dopiero z 1500km. Tak więc kupię tylko jedną, bo różnica w zużyciu jest żadna. Jedyna pociecha.

Trochę fotek: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/
(strona pięćdziesiąta piąta i dalej)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 7 komentarzy

Podpowiedź pierwsza (z trzech)

Jestem zachwycony Waszymi pomysłami w odpowiedziach na pytanie konkursowe, ale niestety nikt jeszcze nie zbliżył się do prawidłowej wersji odpowiedzi. Proszę zauważyć, że wgniecenie poduszeczki w moim wpisie jest w bezpośredniej relacji ze stanem wykończenia jachtu.

Moi drodzy, zgodnie z obietnicą podaję podpowiedź pierwszą. Prawidłowa odpowiedź związana jest ze sztuką, a konkretniej ze sztuką filmową.

Zachęcam do zapisywania się na imprezę, szczególnie tych co już mi obiecali. Choć i tak nie jest źle, do tej pory zapisało się czterdzieści osób !

Dla leniwych, link do zapisów jest tutaj: Zapisy na imprezę.

W stoczni dzieje się sporo, choć mało spektakularnie. Niedługo zasypią mnie kartony z „zabawkami” czekającymi na wmontowanie. W kartonach są między innymi:

  • ster strumieniowy
  • winda kotwiczna
  • kabestany
  • stopery fałowe
  • nawiewniki
  • skrzynki Dorade
  • włazy pokładowe
  • okna burtowe (bulaje)
  • okna nadbudówki
  • stójki relingów
  • organizery fałowe
  • węże do wody
  • węże do paliwa, ścieków
  • farby, lakiery
  • bloki
  • szyny szotowe foków i grota
  • wózki do tych szyn
  • kuchnia z piekarnikiem
  • lodówka
  • klimatyzacja
  • generator
  • nagrzewnica
  • radar
  • komputer
  • monitor
  • chart ploter Furuno
  • kompas
  • instrumenty Furuno
  • postument sterowy
  • głowica do niego
  • stolik do postumentu
  • koło sterowe
  • autopilot – siłownik
  • wał śruby z dławicą
  • śruba
  • system Aquadrive
  • nawiewy komory silnika
  • odbijacze
  • akcesoria do sprzątania
  • korby do kabestanów (trzy sztuki)
  • kotwice (nie w kartonach, ale leżą)
  • toalety elektryczne (dwie sztuki)
  • GWDS’y (Grey Water Discharge System)
  • stójki do relingów
  • mnóstwo drobnicy z kwasówki, śruby, zawiasy, bolce, nakrętki, podkładki…
  • akumulator rozruchowy
  • panele słoneczne
  • stopa masztu
  • pirotechnika
  • i pewnie jeszcze sporo tego co nie pamiętam (piszę w domu z głowy)…

Melduję, że kabina dziobowa jest zakończona – można już spać. Brakuje tylko drzwi do szafy (są wycięte, czekamy na dostawę listew ozdobnych), przykręcenia stołka (jest gotowy), zamocowania sufitu (to pójdzie razem z tapicerką), położenia podłogi (jest kupiona, czeka na koniec roboty coby jej nie niszczyć), podłączenia elektryki (to będzie na koniec po meblach). Reszta jest gotowa na tip top.

Kabina rufowa jest skończona w 90%, ponieważ nie jest tak wydzielona jak dziobowa i czeka na swoje ściany – następne dwa tygodnie.

Zrobiłem wejście do jachtu, teraz buduję obudowę silnika i schodki zejściowe. Konstrukcja jest ciekawa, bo powiązana z półpięterkiem nawigacyjnym. Jak będzie trochę więcej zrobione objaśnię główne koncepcje – myślę że funkcjonalne. Działamy już z łazienkami, do pierwszej został zrobiony brodzik – cały drewniany. będzie dokładnie zabezpieczony lakierem i farbami, szanse na przeciekanie = ZERO. Na fotkach macie cały proces sklejania tego brodzika.

Pewnie ciekawi Was co to jest na fotce: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/slides/Fayka-845.jpg. Oczywiście jestem ja i piękny „torcik chrzcinowy” dla Pani Fayki. Otóż zabrakło mi peszeli do rozprowadzania kabli – pisałem o nich wcześniej – są to odporne mechanicznie i chemicznie samogasnące peszele firmy Ingremio. Zamówiłem dodatkowe dwa kawałki i możecie sobie wyobrazić jak przyjemnie zrobiło mi się, gdy dostałem takiego maila od firmy Ingremio:

Panie Sławomirze, towar wychodzi dzisiaj firmą kurierską DPD. Proszę przyjąć te krążki jako prezent od firmy z życzeniami zdążenia z wszystkimi pracami na planowany chrzest w maju.”

A ponieważ krążki przypominały mi piętrowy tort, ozdobiłem go świeżo otrzymanymi racami ratunkowymi, a Marek cyknął mi fotkę… aha rac nie odpalałem 😉

Jeszcze raz przypominam o zapisach na imprezę, a ja jutro znowu śmigam do stoczni…

Trochę fotek: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona pięćdziesiąta piąta)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 7 komentarzy