Ruszył zakład hutniczo-odlewniczy :)

Kile mojej Fayki muszą być wypełnione ołowiem. Paul zaleca roztopienie i wlanie 3,5 tony ołowiu jako balastu. Dokładnie rzecz ujmując to najpierw należy wlać 70% tego ołowiu, a następnie wyważyć po zwodowaniu jachtu, z pełnym wyposażeniem i wypełnionymi do połowy wszystkimi zbiornikami. Pozostały ołów należy użyć do dokładnego wyważenia jachtu. Głównie chodzi o ustalenie zanurzenia do linii wodnej, oraz wyrównania obciążeń. Umieszczony w kilach pozostały ołów w sztabkach, powinien następnie być zalany żywicą epoksydową lub mocnym cementem. Następnie kile zostaną zamknięte szczelnymi pokrywami przykręconymi na śruby.

Tak czy tak potrzebuję 3,5 tony ołowiu najlepiej w sztabkach. Szybki telefon do huty „Orzeł Biały” i dostałem ofertę na maila 6,56 PLN + VAT za kg plus transport z Bytomia. Razem wychodzi: 28 000 plus transport pewnie 29 tys. PLN jak dobrze pójdzie.

Trochę sporo, choć i tak taniej niż pierwszy pomysł z wolframem, gdzie oferta z huty w Chinach po okazyjnej cenie wynosiła 135 100USD za 3500 kg czyli lekko licząc 370 tys. PLN. Zresztą zakup 3,5 tony wolframu z Chin na 100% „zaprosił by”do mnie smutnych panów z ABW, bo wolfram to podstawowy składnik rdzeni pocisków pod-kalibrowych. Zatem zostaje stary dobry ołów.

Na jednej ze stron w Internecie przeczytałem poradę, by podzwonić po punktach skupu złomu i popytać. Tak też zrobiłem. Okazało się, że punkty skupu złomu mają po kilkaset kilogramów na składzie. Ceny ok 3,0 plus VAT za kilogram, czyli 12,8 tys. PLN. Trochę mnie martwiło, że trzeba odbyć sporo wycieczek. W końcu jednak trafiłem na firmę z Warszawy, w której powiedzieli mi, że mają parę ton. Jedyna wada to postać tego materiału. Otóż materiał jest w postaci zużytych pocisków ze strzelnicy. Trzeba go przetopić, by odzyskać czysty ołów. Cena za to przyjazna, bo 3,5 brutto (po wytargowaniu). Umówiłem się na odbiory w porcjach po 750 kg. Więcej nie zapakuję do auta.

W międzyczasie zaprojektowałem w AutoCAD formę do odlewania, oraz garnek/tygiel do stopienia. Posłałem do zakładu Żarna i panowie elegancko wycieli mi części laserkiem.

Leszek odebrał te elementy oraz flanszę do włazu i podwięzie wantowe/sztagowe w piątek.

Ja z kolei w piątek rano podjechałem po ołów, a raczej po kulki. Zapakowałem 750 kg tego towarku do bagażnika. Jechało się średnio, bo strasznie mi latał przód auta. Ale jakoś w sobotę dojechałem do Leszka.

Całą sobotę zajęło mi spawanie tygla i foremek, wieczorem skoczyliśmy jeszcze do Olsztyna do Obi, bo palnik który zakupiłem okazał się być zbyt mały i bez reduktora. Kupiliśmy większy no i z reduktorem.

W niedzielę od rana zaczęło się wytapianie ołowiu z pocisków. W zasadzie były dwa rodzaje materiału: pociski pistoletowe – te nie były zbytnio zdeformowane i wytapianie z nich ołowiu było dość ciężkie. Za to pociski z karabinów były całkiem  rozplaćkane i wytapianie ołowiu szło jak po maśle. Foremki, które zaprojektowałem miały mieć pojemność 25 kg ołowiu. Wyszedłem od objętości ostrosłupa ściętego prawidłowego, zakładając jego powierzchnię dolnej podstawy i górnej powierzchni. Wprowadzając wzór do Excela i uwzględniając ciężar właściwy ołowiu otrzymałem pożądane wymiary foremki. Niestety w praktyce okazało się, że ołowiu jest w foremce nieco mniej, bo po zważeniu wyszło 24 kg. Pewnie powinienem dolewać do maksa oraz ołów jest odrobinkę bardziej porowaty. To w efekcie daje ten błąd 4%.

Prace odlewnicze trwały do osiemnastej. Przerobiliśmy cały materiał. Aha po drodze zakupiłem od sąsiada Leszka butle z gazem – zwykły propan-butan. Poszło mi nieco ponad dwie butle 11kg. Ołowiu łącznie wyszło 26 sztabek czyli 624 kg. Jako odpad zostało nam ponad 100kg czyściutkiego mosiądzu. Spróbujemy to sprzedać, zobaczymy co wyjdzie. Może uda się odzyskać całkiem sporo kaski. Mosiądz jest drogi: ponad 9 PLN za kilogram. zoaczymy co wyjdzie. Dam znać jak wytopię całe 3,5 tony.

Dopisek dla Darka, który dopytuje się o relację ołów/cynk/żelazo. Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo znam wielu ludzi – specjalistów od rozmaitych dziedzin. Jednym z nich jest mój przyjaciel Janusz, z jednej strony znakomity żeglarz, a z drugiej doktor inżynier wykładowca  Wydziału Inżynierii Materiałowej PW.

Zapytałem Janusza o poruszany przez Darka problem relacji między tymi trzema metalami. Janusz stwierdził, że nie jest specjalistą od korozji, ale wie kogo spytać, bo ma znajomą, która zajmuje się tymi zagadnieniami. Koleżanka sprawdziła i Janusz powiedział mi, że zastosowanie cynku jest znakomitym pomysłem. Należy wyjść od pojęcia szeregu elektrochemicznego metali. Możecie poczytać na Wikipedii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Szereg_napięciowy_metali,
tam zobaczycie następujący szereg:

Li K Na Ca Mg Al Zn Cr Fe Cd Co Ni Sn Pb H Sb Bi Cu Ag Hg Pt Au

czyli cynk ma z tych trzech metali najniższy potencjał i największą aktywność do tworzenia kationów. Mówiąc „po ludzku” cynk będzie znakomicie chronił i żelazo i ołów. Jest to jedno z najlepszych rozwiązań zabezpieczających wnętrze kilu wypełnionego ołowiem. Pójdę tą drogą. Zresztą w trakcie rozmowy z Januszem doszliśmy do wniosku, że przesada nigdy nie jest jest wskazana. Gdy jacht wytrzyma bez remontu 20 lat to dobrze, jak 30 to znakomicie i pewnie dla mnie wystarczy, a jak wytrzyma 40 czy 50 lat bez remontu, to ktoś wywalił kaskę na bezdurno. Zupełnie nie „po Poznańsku” 😉 co nie Darek? Niestety nie mając nieograniczonego budżetu muszę pięć razy oglądać każdą złotówkę.

Całą moją zabawę dobrze widać na fotkach.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona jedenasta)
Ten wpis został opublikowany w kategorii Gotowe. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *