101…

tak tak tak … to jest sto pierwszy wpis na blogu. Patrzcie jak zleciało, a my cały czas tacy sami młodzi i piękni. A już nasze Panie to na pewno.

Ponieważ zapuściłem się ostatnio w pisaniu okropnie, już nie pamiętam dokładnie co robiłem w ciągu tych ostatnich dwóch miesięcy. Na pewno piłem piwo… a co jeszcze… no właśnie.

Po sześciu latach pracy nad Fayką, dopadła mnie nieprzeparta chęć popłynięcia w rejs, cokolwiek, gdziekolwiek byle na morze. Plan miałem ambitny – chciałem zrobić pętlę
Górki -> Sztokholm -> Marienhamn -> Talin -> Ryga -> Kłajpeda -> Górki.

Ludziska w marinie pukali się w w głowę, takim niedokończonym jachtem, a nie lepiej gdzieś blisko – Sopot, Gdynia, Kuźnica, Hel no może Władek lub Łeba…

… ale dla mnie Sztokholm to blisko, daleko to jest Papeete albo Welington 😉

Ekipa się skompletowała – Wiesia, Hania, Darek i Rafał no i ja oczywiście.

Jednak najpierw, trzeba by było doprowadzić Faykę do jako takiego stanu przypominającego co nieco jacht.

Choć, gdy sobie przypomnę warunki na Opalu, którym płynąłem do Islandii, albo niektóre jachty, na których gościłem, to Fayka nie jest aż taka najgorsza.

Wiesia jednak nie podzielała mojego zdania. Dostałem wyraźny surowy zakaz balangowania w marinie i groźbę bieżącego rozliczania z listy zadań …

A zrobić musiałem co następuje:

  • Podłączyć panele słoneczne.
    Fayka jak zapewne wiecie ma cztery spore panele słoneczne i grzechem jest ich nie wykorzystywać. Oczywiście jak zawsze muszę wszystko skomplikować i zadałem sobie pytanie – jak je podłączyć, by wyssać z nich maksimum energii.Temat wałkuję już o paru lat.W przypadku paneli pracujących na lądzie, lub zamocowanych na płaskich witrynach – widujecie je często przy drogach jako zasilanie do sygnalizacji nie ma problemu – łączymy panele równolegle i wszystko działa.W przypadku jachtu i paneli na pokładzie jest nieco inaczej.Byłem sobie trzy lata temu na targach LBS (London Boat Show) i kolędowałem od stoisk ze sprzętem elektrycznym do stoisk z panelami zadając to samo pytanie: jak podłączyć np.: cztery panele słoneczne, gdy będą znajdowały się na pokładzie jachtu – czyli będą miały różne warunki naświetlenie. Największe firmy od elektryki jachtowej – Mastervolt, Victron, Sterling – odsyłały mnie do sprzedawców paneli mówiąc – my się na tym nie znamy idź Pan do sprzedawców panel. Sprzedawcy paneli oczywiście mówili  w drugą stronę – my nie sprzedajemy ładowarek idź Pan do firm z elektryką. Aż w końcu jedna z Pani na stoisku z panelami powiedziała mi – proszę Pana – to łatwe po prostu łączy je Pan równolegle. Gdy zaprotestowałem mówiąc, że przecież te panele dają różne napięcia Pani powiedziała nie nie nie łączy Pan niebieskie kabelki z niebieskimi, czerwone z czerwonymi… wówczas nie wytrzymałem i powiedziałem Pani, że proszę o traktowanie mnie poważnie, bo jestem inżynierem elektronikiem. Pani się oburzyła i powiedziała, że od dwudziestu lat tak robi i zawsze jest OK, ja na to, że poproszę o kartkę i ołówek, narysowałem schemat wytłumaczyłem o co chodzi – Pani chwilkę popatrzyła na kartkę, chwilkę na mnie i powiedziała – o kurde ma Pan rację nigdy o tym nie pomyślałam.

    W skrócie chodzi o to, że  panele na prawej i lewej burcie mają różny kąt nachylenia do słońca i w efekcie dają różne napięcie Podłączenie ich równolegle jest możliwe, ale wówczas w takim wypadku panel słabiej oświetlony „wyżerałby” prąd z lepiej oświetlonego. By tak się nie działo producenci paneli montują w nich diody blokujące. Panel słabiej oświetlony – jest odcinany. Nie produkuje prądu wcale. Ale przecież jakiś prąd produkuje – co z tego, że o 10% mnie niż sąsiedni – to nadal jest prąd. Odłączanie go to zwykłe marnotrawstwo. Potem ludziska gadają, że panele mają beznadziejną efektywność. Gdy się je tak podłącza… to tak jak łączenie równoległe nowych i zużytych baterii.

    Można, by oczywiście podłączyć panele szeregowo… ale jeden panel daje do nawet ponad 25 V – cztery szeregowo to 100V !!! Taki prąd stały jest bardzo niebezpieczny – może zabić. Nie chciałem na mokrym pokładzie mieć takiego fajnego zestawu pieszczącego…Do tego jeszcze dochodzi problem regulatorów ładowania i optymalnego pozyskiwania energii z paneli. Najtańsze ładowarki tzw PWM są o 30% mniej sprawne niż droższe MPPT (Maximum Power Point Tracking) – to tak jak gdybym wyrzucił jeden panel do śmietnika 😉 Rozwiązanie docelowe to cztery niezależne ładowarki typu MPPT i zbieranie energii już na wyjściu z ładowarek. Mam jakieś pomysły, ale to „śpiewka przyszłości”. Zresztą musiałem coś zrobić w sensownym budżecie i na szybko. Wybrałem rozwiązanie mieszane. Podłączyłem panele równoleglo-szeregowo. Panele na jednej burcie – równolegle (mają prawie takie same warunki pracy) – a burty ze sobą szeregowo. Maksymalne napięcie z zestawu to ok 50V – 48V to jeszcze bezpieczne napięcie – choć już je da się wyczuć paluchami, gdy są mokre – a jęzorem to bym nie sprawdzał.

    Do tego kupiłem kompaktową ładowarkę firmy Victron BLUESOLAR MPPT 70/15 – 15A – możecie ją kupić w Eljacht – w naprawdę przyzwoitej cenie.

    Ponieważ jestem odpowiedzialny za podawanie wyników moich testów – do zestawu podłączyłem też zrobiony przeze mnie miernik amperomierz/woltomierz. I jakież było moje zdziwienie, gdy w wrześniowy dzień w Górkach mój zestaw dawał 6,5 ampera prądu. Przy wyjściowym napięciu 14.1 V (napięcie ładowania akumulatorów) to prawie 92 waty mocy. Moje panele mają po 70W mocy teoretycznej. Czyli mocy dostarczanej przez panel na równiku w południe w lecie, gdy panel będzie w próżni – generalnie w warunkach idealnych. Więc maksimum co mógłbym z nich wyciągnąć to 280W. Gdy zobaczyłem te 92 W (prawie 33% mocy maksymalnej) w Górkach Zachodnich we wrześniu o 14-tej to byłem więcej niż zadowolony. Rano, około 6:30 gdy wstawało słoneczko panele dawały 1-1.5A i tak pracowały dzielnie do 19-tej. Nie miałem przeglądu ile zbierałem energii w ciągu dnia, bo akumulatory szybko się naładowywały i przestawały pobierać energię. A ja nie miałem jeszcze innych odbiorników oprócz lodówki i kuchenki. Będę mierzył dalej, ale już widzę, że zakup był trafiony. Gdy dodam jeszcze wiatroprądnicę – będę mógł wyrzucić generator. Dobra żartowałem – klimy z tego nie pociągnę…

    To tyle panelach.

      • Zamocować klapę telewizyjną
        Telewizorek na Fayce mam spory – czterdzieści dwa cale LG – SmartTV 3D. Ale by na fali zataczając się na ścianę nie skasować go łokciem potrzebna była jakaś ochrona. Wymyśliłem, że zrobię wzmocnioną klapę drewnianą – wzmocnioną metalowym szkieletem. Panowie z Zakładu Żarna wycieli mi z czteromilimetrowej blachy aluminiowej coś na kształt plastra miodu. Użyłem tego jako wewnętrznego szkieletu płyty ochronnej na telewizor. Skleiłem wszystko, obrobiłem, zamocowałem zawiasy, pomalowałem i wmontowałem na miejsce. Działa jak ta lala.
      • Podłączyć i okablować rozdzielnię elektryczną
        Elektryka na Fayce będzie z gatunku High-End – zamierzam użyć cyfrowo sterowanego systemu C-Zone firmy BEP Marine. Napiszę na ten temat cały  oddzielny artykuł i wtedy będzie można się na mnie wyżywać, że jestem szalony, że nie ma o jak dwa druty i pstryczek, że elektronika się zawsze psuje, że najlepsze to były stare samochody, bo nie miały elektroniki, a szwagier jak pojechał na Kaukaz to miał starą Niwę, co to każdy kowal naprawi, na najlepsze to były woły, bo nie ochwacały się tak często konie.A tak na marginesie to na pierwszym Faykowym rejsie popsuły się pompa, zawór elektryczny, wózek grota, roler foka. Elektronika od początku do końca działała jak malina.Na razie jednak nie mam forsy na te cuda więc nakupiłem w markecie pstryczków po 1,95PLN sztuka, listew połączeniowych, wziąłem ze sterty kawałek odpadu sklejki i zrobiłem tymczasową tablicę rozdzielczą dla wszystkich dwudziestu kilku urządzeń jakie na czas rejsu uruchomiłem. A były to:
    • Pompa zęzowa (poza tablicą oczywiście)
    • Oświetlenie w kabinach, mesie i kambuzie (oczywiście ledowe, oczywiście tymczasowe, oczywiście działające jak należy)
    • Lodówka
    • Kuchenka Wallas z piekarnikiem
    • Pompa wodna
    • Kibelek elektryczny
    • Zawór elektryczny do ścieków
    • GWDS (Grey Water Discharge System) odprowadzenie ścieków z prysznica i zlewu
    • Radio VHF
    • Światła nawigacyjne trójsektorowe
    • Światła nawigacyjne na burtach (nie podłączone)
    • Światło stroboskopowe
    • Światło kotwiczne
    • Światło silnikowe
    • Oświetlenie pokładu
    • Instrumenty nawigacyjne
    • Chartploter MFD z radarem
    • Szkielet  NMEA2000
    • Komputer nawigacyjny
    • Router ethernetowy
    • Podświetlenie kompasu

Ale dla mnie to była sama przyjemność wszak jestem elektronikiem z wykształcenia i zamiłowania.

      • Zamki w szafkach
        Marek jak wiecie już skończył swoje zadania na Fayce i jako jedną z ostatnich  rzeczy zamontował zamki w klapach szafek, ja tylko musiałem domontować do nich drugą część (tę przy szafce o którą zamek się zaczepia). Zamki były potrzebne, by podczas płynięcia manele z szafek nie wymeldowywały się.
      • Ogarnąć stolik nawigacyjny
        Prawie udało mi się skończyć cały stolik nawigacyjny – zamontowałem komputer, monitor, jeszcze brakuje panelu ze wszystkimi panelami 🙂
      • Hydraulika
        Wiesia powiedziała, że bez bieżącej wody i ciepłej wody nie płynie. Zresztą był to najwyższy czas, by się w końcu za temat hydrauliki zabrać. No to się zabrałem. Zrobiłem projekt, zamówiłem worek kształtek z kwasówki – kolanka, trójniki, czwórniki, nyple, mufki, króćce, zawory, cybanty. Rury miałem, pompy miałem, filtr miałem, kupiłem w markecie najtańszą armaturę do kuchni i do prysznica. ma wytrzymać dwa tygodnie (kosztowała 29,95pln i 49,95pln)…. do roboty. Zmontowałem wszystko pięknie, podłączyłem, nalałem wody, odpaliłem pompę i…. masakra, zaczęło sikać ze wszystkich miejsc. Po chwili wszystko było mokre, w zęzie woda, a mnie trafił jasny szlag. Okazało się, że jak zawsze chytry trzy razy traci. Nie chciało mi się kupić rasowych cybantów Jubilee tam gdzie zawsze, w ASAP-Supplies i kupiłem w sklepie w Gdyni. Okazało się, że nie są z nierdzewki, ale to pikuś, potem okazało się, że nie da się ich dociągnąć, bo puszczają. Moim zdaniem sprzedali mi jakąś chamską chińską podróbkę. Wymieniłem wszystkie na cybanty z Castoramy. Potem je wymienię na docelowe … sami wiecie skąd.Po jako takim opanowaniu potopu instalacja zaczęła działać. Mam na Fayce bieżącą wodę – ciepłą i zimną, działa WC – elektryczne, działa prysznic. Prysznic na razie nie ma drzwi, tylko tymczasową zasłonkę z  marketu ale ona spełnia swoją funkcję doskonale. Działają zbiorniki ścieków i zbiornik na wodę.Na uwagę zasługuje konstrukcja zlewu w kambuzie. Oczywiście docelowo ma być w kambuzie corian i zlewy z niego, ale na razie coś trzeba było wymyślić. Wiesia na moje zlecenie kupiła w Makro plastikową miskę firmy Curver. A ja w tej misce Dremelem wychlastałem otwór pod wylew i syfon, zamontowałem je, a całość wkleiłem na sikaflex w otwór w tymczasowym blacie ze sklejki. Niektórzy nie zorientowali się, że to rozwiązanie tymczasowe hi hi hi.
      • Kibelki
        bez kibelka na jachcie ani rusz. Postanowiłem na razie zamontować chociaż jeden. Mam kupione dwa elektryczne firmy SaniMarin modele ST35. Jednak aby go zamontować w łazience „publicznej” musiałem najpierw w niej zrobić szkielet oraz pokrycie podłogi, bo do tej pory był wstawiony chamski kawałek płyty OSB. Kibelek oczywiście jest przykręcony do podłogi inaczej na fali użytkownik fruwał by razem z nim i jego zawartością na plecach. Obawiam się że po takim zdarzeniu np.: moja Wiesia mogła by odczuwać lekki dyskomfort i wyrazić go werbalnie.Podłączyłem kibelek, jego wylot, podłączyłem dopływ wody ze zbiornika szarych ścieków włączyłem i… kupa … tzn. nie dosłownie – operację przeprowadzałem „na sucho” a raczej „na mokro”, ale na początek bez produktów przemiany materii. Kibelek nie napełniał się wodą. Rzut oka na stronę producenta a tam jak wół napisane, że potrzebne jest ciśnienie wody do spłukiwania.

        Zatem konieczne jest zamontowanie pompy.

        Jedyną jaką miałem na podorędziu to pompa do spłukiwania pokładu. Podłączyłem ją. jakiś czas działała, potem chyba się zatkała (pod koniec rejsu). Na szczęście przy kibelku jest słuchawka prysznica i daje się napełniać kibelek wodą z prysznica. Mam już zamówioną pompę docelową.Przy okazji wyszło, że używanie do spłukiwania wody z pryszniców i umywalek to dobry pomysł, ale puszczanie tam wody ze zlewu kuchennego to kiepska idea. Resztki z kuchni po chwili tak capią, że do kibelka nie da się wejść. No może nie aż tak, ale nie jest to przyjemne. Zatem resztki ze zlewu wędrują do zbiornika z czarnymi ściekami (dla niewtajemniczonych – z kupą). Kolejną pompę mam zamówioną.

      • Podłączyć elektronikę
        współczesny dzielny żeglarz – taki jak ja – do nawigacji potrzebuje elektroniki. Każdy będzie się chwalił, że da radę płynąć na prawdziwych mapach, bez GPS, co tam Cortez dał radę to i ja dam. A prawda jest taka, że bez elektroniki nikt nosa z mariny nie wystawi… Podłączyłem więc prawie całą elektronikę, prawie całą, bo radar miał zły kabelek dostarczony przez Furuno, AIS’a jeszcze nie mam – czekam na dostawę. Sonda patrząca do przodu była mi na razie nie potrzebna. Podłączyłem więc: GPS, Echosondę, z logiem i termometrem (do pomiaru temperatury wody), wiatromierz, wyświetlacze do echosondy i wiatromierza, Chartploter MFD, radiostację VHF, komputer nawigacyjny, monitor dotykowy. Wszystko oczywiście wymagało doprowadzenia kabli zasilających sygnałowych, zbudowania tzw. szkieletu NMEA2000 – bo w tym właśnie nowocześniejszym standardzie (w odróżnieniu od NMEA186) komunikują się moje urządzenia. Po serii walk z źle podłączonymi kabelkami, błędach w lutowaniu i innych drobnych wpadkach wszystko śmiga jak należy. Nieskromnie powiem, że ze swojej elektroniki nawigacyjnej jestem bardzo zadowolony. Mam kompletny spójny – spięty w całość system. Trasa wyrysowana wygodnie na stanowisku nawigacyjnym na dużym dotykowym ekranie – jednym kliknięciem jest transmitowana do chartplotera i jest dostępna dla sternika natychmiast. Do tego nowoczesny radar z systemem ARPA, Guard Zones, nakładaniem obrazu na mapy. A wszystko połączone z transmiterem AIS firmy Garmin.Wiesia powiedziała w pewnym momencie, że Fayka jest klasycznym jachtem z klasycznym look and feel zarówno z zewnątrz jak i w środku, ale w zakresie elektryki i elektroniki to zdecydowanie High-End. Cóż ostatecznie jest armator i budowniczy jest elektronikiem i informatykiem.
      • Zrobić schodki zejściowe
        o ile w marinie schodzenie do wnętrza jachtu po skrzynce narzędziowej było do zniesienia o tyle na morzu raczej wykluczone. Wymierzyłem, zbudowałem i zamontowałem tymczasowe schodki zejściowe. Przy okazji była szansa wypróbować na tym modelu czy koncepcja jest właściwa. Wszyscy uznali, że ich wysokość jest idealna, dopracowania wymaga jeszcze szerokość. Ale już mam bazę do projektowania.
      • Zrobić stół tymczasowy
        ok możemy sobie dowcipkować, ale gdy nie ma, gdzie postawić flaszki i kieliszków to nie jest śmieszne. Aby uniknąć takiej tragedii byłem zmuszony zrobić tymczasowy stół do mesy. Stół sprawdził się znakomicie, a jego blat posłuży jako baza do stołu docelowego.
      • Kupić i zamontować ładowarkę
        Po dowiezieniu na Fayke dodatkowych akumulatorów – teraz są dwa banki – rozruchowy 100Ah i użytkowy 450Ah, kupiona w markecie ładowareczka samochodowa wyzionęła ducha. A po podłączeniu tylu prądożernych urządzeń solarki też zaczęły machać białą flagą (zresztą „jesień idzie nie ma rady na to”). Zresztą w planie jest łącznie 1225Ah w trzech bankach. Aby „nakarmić” to prądem potrzebowałem sensownej ładowarki. Poszukałem i wybrałem Waeco PerfectCharge MCA1235. Jest to automatyczna ładowarka 35A/12V, mająca  wyjścia 2+1. Znaczy to, że ładuje dwa banki akumulatorów plus akumulator rozruchowy. Wprawdzie moją pojemność naładuje w 32h, ale gdyby tak naprawdę akumulatory były rozładowane do zera to i tak nie dałoby się ich naładować :-(. Wybrałem, kupiłem, podłączyłem, uruchomiłem … działa.
      • Zamówić siedziska do kokpitu
        Kokpit w Fayce był spychany na plan dalszy, jednak perspektywa nocnych mglistych wacht w październiku na Bałtyku pod Szwecją przy metalowych siedziskach nie napawała entuzjazmem nikogo. Po sprawdzeniu różnych opcji zdecydowałem się na zlecenie roboty Panu Wiesławowi – który pełni funkcję nadwornego szkutnika mariny. Trzy tygodnie po zamówieniu miałem zamontowane piękne siedziska i oparcia z naturalnego teaku.
      • Zaprojektować i zamontować refszketle
        Wiedziałem, że mogę płynąc bez klimatyzacji czy ogrzewania, ale bez mechanizmu refowania grota – aż taki nieodpowiedzialny nie jestem. Przycisnąłem trochę Pana Dawida z Sail Service, pomierzyliśmy i ustaliliśmy jakie mają być te refszkentle. Fajna nazwa co nie? To są liny do ściągania i mocowania głównego żagla przy refowaniu – czyli zmniejszaniu jego powierzchni na wypadek silnego wiatru. Na grocie Fayki przewidziane są trzy refy (tak w miarę standardowo). Byłem zaskoczony, gdy z obliczeń według wzoru Harkena wyszło jakie siły występują na tych linach. Np.: na trzecim refie to siła to dwie i pół tony. Ciężko było znaleźć odpowiednie bloczki. W końcu panowie z Sail Service zaproponowali tulejki firmy Wichard o symbolu SR20804. Liny zamówiłem dyneemy, bo choć drogie to musiały być wytrzymałe. Ciekawostką jest to, że wszystkie liny na mój jacht wyprodukowała Czeska firma Lanex. Co jak co, ale z morzem to mi się Czesi nie kojarzą. Gdy liny dojechały Pan Dawid wpadł do mariny i zamontowaliśmy wszystko. Refszketle działają znakomicie.
      • Zamontować flagsztok
        Fayka jest zarejestrowana pod polską banderą.Trzeba było ją tylko powiesić. Kupiłem odpowiedni elegancki mahoniowy flagsztok oraz dużą banderę. Przymocowałem go do bramy rufowej linkami i trytytkami.

Fayka była prawie gotowa do dziewiczego rejsu…. a dwudziestego pierwszego września załoga zameldowała się na pokładzie jachtu całkiem gotowa do rejsu…
To jednak opiszę jutro, bo już mam na dzisiaj dość. Fotki też  wrzucę jutro

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Gotowe. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do 101…

  1. raru pisze:

    No i nich ktoś teraz powie, że kobiety nie są motorem postępu 🙂 Pani Wiesia na pewno!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *