Aura nie sprzyja stoczniowcom. Albo ulewa wygania z budowy, albo jak w tę sobotę w cieniu było 37 stopni. Nie miałem termometru, ale sadzę, że wewnątrz kadłuba było ponad pięćdziesiąt. A ja miałem tam robótkę do zrobienia….
Zacząłem raniutko, pobudka 4:10 śniadanko w auto i do Leszka, na miejscu byłem 8:05, kawka i do pracy. Teraz nic ciekawego się nie dzieje. Wszedłem w ten etap, gdzie roboty jest huk, wydatków sporo, a metrów bieżących jachtu już nie przybywa.
Od rana wycinałem otwory pod okna (bulaje) na prawej burcie. Poszło błyskawicznie. Ponieważ same okna miałem już zespawane i nagwintowane, ich założenie i przyhewtowanie zajęło mi ze trzy godzinki. Ale trzy godzinki w piekarniku to fajna zabawa. W pewnym momencie miałem ochotę zemdleć 🙂 Mam nadzieję, że Paul nie ściemniał mówiąc, iż dobrze wyizolowany jacht stalowy jest ciepły zimą, a chłodny latem. Zresztą oni z Mo pływają głównie po śródziemnym, więc mają jako takie doświadczenie.
Klimatyzacji na Fayce pewnie nie zainstaluję, nie ma tyle „zielonej energii” w planach, by pociągnąć klimę, a za żadne skarby świata nie chcę dołączyć do grona diesel-pyrkaczy umilających życie wszystkim dookoła na kotwicowisku. Za to mój pomysł wymiennika chłodzącego cały czas się rozwija. Będę miał chwyt wody morskiej na dole ostrogi (sekgu) czyli około półtora metra pod powierzchnią. Z danych oceanograficznych wynika, że nawet w tropikach woda na tej głębokości ma dwadzieścia parę stopni Celsjusza. Planuję zbudowanie wymiennika ciepła zasilanego taką wodą – coś na kształt chłodnicy samochodowej, gdzie przepływające powietrze jest schładzane pobieraną wodą morską. A gdy na dworze 35 stopni nawiew powietrza o temperaturze 25 to prawdziwa rozkosz. Pozostaje kwestia zbudowania stosownego wymiennika lub użycia standardowego od czegoś. Szukałem w różnych firmach chłodniczych. Pewnie jednak trzeba będzie zrobić wymiennik własnej produkcji ze stali AISI 316L. Do tego nawiew z wentylatorka, rozprowadzenie po kabinach, pompka do obiegu wody i voila, klimka dla „zielonych” gotowa. Projektu jeszcze nie mam, bo trochę brakuje mi wiedzy, ale od czego internet.
Wracając do stoczni, w sobotę wyciąłem wszystkie otwory pod bulaje na prawej burcie i osadziłem bulaje dokładnie dopasowując ich położenie w otworach. Obie burty są gotowe do zaspawania. To zostawiam Leszkowi, bo tak odpowiedzialne miejsce raczej nie powinno być „zasmarkiwane” przeze mnie. Zresztą musi to być pospawane migomatem z dużym przetopem, a to już wyższa szkoła jazdy.
Sobota zakończyła się całkiem milusio degustacją rozmaitych naleweczek produkcji Bronka – naszego pilota. Niestety niedziela nie była już tak milusia. Z jednej strony aura wróciła do standardowej – czyli opady przelotne – do intensywnych, z drugiej strony naleweczki miały swój „pałer” i odczuwałem charakterystyczne bóle migrenowe ;).
Ale łapiąc chwilkę przerwy w opadach wskoczyłem na pokład Fayki ze szlifierką kątową i obciąłem całą nadbudówkę. Niestety popełniłem parę błędów przy projektowaniu i cała nadbudówka jest do poprawy. Leszek w Piątek odebrał mi wypalone laserkiem okna nadbudówki. Te okna będą stanowiły podstawę nowej konstrukcji. Zamierzam zrobić bardzo mocną, a jednocześnie lekką w wyglądzie i jasną (duże okna) nadbudówkę. Skłoniły mnie do tego następujące obliczenia. Nie można wykluczyć, że w skrajnych warunkach sztormowych na oceanie, na pokład łodzi może zwalić się załamująca się fala o wysokości słupa wody 3m. Przy powierzchni pokładu dochodzącej do 40 metrów kwadratowych daje to ponad 100 ton wody. Z tego na nadbudówkę może przypadać około jednej szóstej czyli 15 ton. To tak jakby całą Faykę postawić na dachu nadbudówki. Zatem konstrukcja powinna być naprawdę solidna. I taką konstrukcję zacząłem budować. Ustawiliśmy z Leszkiem ramki okien, przyspawaliśmy je…. i zaczęło oczywiście lać.
Cóż reszta w przyszłym tygodniu…
fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona ósma)