Można tankować …

… paliwo diesla oczywiście, a nie to co myślicie. Na tankowanie paliwa zawierającego C2H5OH musicie poczekać jeszcze ze dwa latka 🙂

Ostatnio mało pisałem, ale sporo robiłem. Mam nadzieję, że jest to do wybaczenia. W czasie ubiegłych trzech tygodni trochę się działo. Flansze i dekle, o których wcześniej wspominałem udały się znakomicie. Może nie powinienem używać słowa „udały się” ? Kiedyś Pan glazurnik układający nam kafelki, na moje stwierdzenie „jak ładnie udało się panu ułożyć kafelki” powiedział nie udało się tylko ułożyłem. Zawodowcom nic się nie udaje, oni po prostu umieją to robić.

Cóż, ale ja nie jestem zawodowym stoczniowcem. Ale może to i dobrze, bo pewnie musiałbym założyć w swojej stoczni związki zawodowe…

Wracając do mojej roboty. Zamówiłem trochę zabawek VETUS’a przejścia burtowe, pokładowe wlewy paliwa, wody, ścieków, chwyty wody, nawiewnik typu Donald (nie Tusk), skrzynkę Dorade-box, węże do paliwa, węże do odpowietrzania, odpowietrzniki, filtry  anty-zapachowe do paliwa i ścieków, splash-stop’y, zestawy montażowe zbiornika paliwa. Mając te wszystkie części mogłem zaprojektować i zamówić elementy z nierdzewki i zwykłej stali, które będą wspawane w kadłub, a na nich będą osadzane elementy wyposażenia.  Krótki mail do Pana Sławka z Zakładu Żarna, trochę męczenia i dostałem pięknie powycinane elementy. Powstawiałem je w kadłub. Oczywiście zabawa jest o tyle fajna, że umiejscawiając np. nawiewniki muszę już znać rozkład wnętrza jachtu – pomieszczeń. To wymusiło na mnie sporo pracy intelektualnej. Uff myślenie bolało.

Efekt jest taki, że teoretycznie można by już podstawić Faykę do stacji paliwowej i zatankować diesla do zbiorników bo: wlewy pokładowe są osadzone, do wlewów zamocowane są splash-stop’y, podłączone są  węże, węże dochodzą do pokryw, w których zamocowane są zestawy montażowe wlewu paliwa, umiejscowione też są odpowietrzniki do zbiornika. Przy okazji warto wspomnieć co to są splash-stop’y. Są to zmyślne urządzenia zapobiegające „czknięciu się” paliwa i wylaniu go na zewnątrz na pokład i do wody. Uznałem, że wydam te kilkaset złotych bo: po pierwsze szkoda paliwa, po drugie cały pokład śmierdzi, po trzecie zatruwamy środowisko, po czwarte są miejsca, gdzie za rozlanie paliwa można beknąć parę stówek mandatu (w EURO).

Odebrałem elementy z cynkowania – klapy do bakist i dekle do zbiorników, wyglądają bardzo fajnie – można zobaczyć na fotkach.

Ostatnią rzeczą jaką zrobiłem w weekend było wycięcie i wstępne osadzenie podstaw pod kabestany i bloki. Na jachtach plastikowych pod kabestany są specjalnie ukształtowane podesty, na stalowych trzeba je ukształtować. Najlepiej zrobić to z przyciętej rury zamkniętej od góry okrągłym deklem. Podstawa kabestanu jest potrzebna jeszcze z jednego względu. Na Fayce pokład i półpokłady są dość mocno zaokrąglone. Gdyby przymocować kabestan bezpośrednio do półpokładu, byłby on mocno pochylony na zewnątrz. Pracując z kabestanem najczęściej pracujemy na burcie zawietrznej, która jest niżej. Zatem w skrajnych wypadkach trzeba by kręcić korbą kabestanu w bardzo niewygodnych pozycjach zwisając głową w dół. Odpowiednio wypoziomowane podstawy niwelują ten problem.

Leszek zakupił mi od studniarzy metrowy kawałek rurki o średnicy zewnętrznej 325mm i ściance 10mm. Przygotowałem sobie z kartonu model tej rurki. Następnie na jachcie odrysowałem na kartonie linię wycięcia – bardzo nieregularną niestety. Po dopasowaniu kartonika przeniosłem jego kształt na rurę stalową i wyciąłem z niej szlifierką kątową odpowiednie kształtki na lewą i prawą burtę. Po drobnych dopasowaniach i oszlifowaniu umocowałem rurę na kadłubie. Dodatkowo wyciąłem i wstawiłem podstawy z mniejszej rurki (zostało mi trochę tunelu od steru strumieniowego – nic się nie marnuje w mojej stoczni). Te mniejsze podstawy są pod: bloki szotów foka z knagą zaciskową – ci co szarpali się z szotami przy silnym wietrze, próbując obłożyć  szoty na kabestanie, wiedzą jak fajnym patentem jest taka knaga. Druga podstawa jest pod bloki szotowe spinakera. W zasadzie powinno się chyba mówić bloki brasowe, bo przecież spinaker ma brasy, a nie szoty. Oprócz „bloku brasowego” będą tam też bloki kierunkowe do fału rolerów sztaksli (code zero oraz genui).

Postanowiłem zastosować rolery z lina ciągłą, jest to pewna nowość na cruiserach, gdzie dominują tradycyjne rolery, a wynalazki z liną ciągła są powszechniejsze na regatówkach. Jednak roler z liną ciągła ma wiele zalet: jest lżejszy, łatwiejszy w obsłudze, pewniejszy w działaniu, mniejszy, w zasadzie nie ma możliwości by się zaciął. Jedyna jego wada to prowadzenie liny fału. Jednak, gdy cały przebieg lin jest projektowany od nowa można wszystko zgrabnie poprowadzić. Ja zaprojektowałem specjalne obsadki do stójek relingu z rolkami prowadzącymi linę-fał rolerów. Lina będzie biegła od dziobu, wzdłuż burty do rufy tam zawróci na bloczkach i będzie obkładana na kabestanie do pracy. Inspirowałem się trochę obsadkami Niro-Petersena, ale moje są chyba fajniejsze.

Jak mowa o bloczkach to wspomnę też o Harkenie. Szukając rozwiązań prowadzenia lin stwierdziłem, że taki prosty patent ja organizery pokładowe potrafi być bardzo drogi. Mocniejsze wersje sześciorolkowych organizerów Harkena np ESP 57 kosztują w stanach ponad 300$ podczas, gdy jeden bloczek (łożyskowane gołe kółeczko o średnicy 2 cale stosowane w takich organizerach) kosztuje 9.5$ Zatem za dwie listwy ze stali nierdzewnej trzeba zapłacić ponad 250$. Sądzę, że po wyrysowaniu tych listew w AutoCAD i wypaleniu na laserku ze stali 316L cały organizer powinien kosztować mniej niż 200PLN. Zamówiłem zatem w USA w sklepie o nazwie http://www.mauriprosailing.com trochę części w tym 80 kółeczek 2 calowych. Był wesoło, bo pani ze sklepu poprosiła o potwierdzenie, że chcę zakupić osiem kółeczek, ja jej na to że nie 8 a 80 słownie osiemdziesiąt!. Tę samą gadkę miałem z urzędnikiem celnym. Wyglądała ona mniej więcej tak:

– Co jest w tej paczce?
– Kółeczka.
– Z czego te kółeczka?
– Z plastiku.
– A do czego?
– Do jachtu.
– Do jachtu?
– Tak do jachtu, do prowadzenia lin.
– Ale tu jest osiemdziesiąt sztuk !?
– No tak to, bo to  duży jacht.
.
 
 

No i niestety dziabnęli mnie 6.5% cła i 22% VAT’u. W paczce było też trochę innych zabawek – wspomniane bloki szotowe, kółka do budowy „bloczków brasowych” oraz blok kierunkowy tzw: Crossover Block do porządkowania lin na nadbudówce – kierowania do kabestanu.

Pewnie niektórzy z Was zdziwią się po co mi osiemdziesiąt bloczków.

Ze względów bezpieczeństwa i wygody, chcę do kokpitu sprowadzić tak dużo lin, jak się da czyli:

  • fał spinakera / code zero
  • fał genui
  • fał foka sztormowego
  • fał grota
  • fał trajsla
  • fał trapu
  • topenantę
  • szot foka sztormowego
  • szot grota
  • szot trajsla
  • reflinę grota I
  • reflinę grota II
  • reflinę grota III
  • fał rolera foka sztormowego
  • fał spinakerbomu – górny
  • fał spinakerbomu – dolny
  • lina kontrolna boomlocka’a

Jak widać jest to siedemnaście lin, przyjąłem osiemnaście, bo może się coś jeszcze wymyśli. Tor prowadzenia liny to cztery kółeczka/bloczki – blok przy maszcie, blok dolny przy nadbudówce, blok górny przy nadbudówce, blok kierunkowy na nadbudówce. Zatem 18×4 = 72 kółeczka. Zamówiłem 80 by mieć lekki zapas. Będzie trochę zabawy z projektowaniem bloczków i organizerów, ale AutoCAD mi nie straszny.

Niebawem powinny dojść też elementy urządzenia sterowego, pozwoli mi to zamykać „na gotowo” rufę Fayki.

Szczegóły jak zwykle odnajdziecie na fotkach.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona piętnasta i szesnasta)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 3 komentarze

Dekle

Na pewno każdy z Was ma takie tematy, do których podchodzi ja do jeża. Wiadomo, że prędzej czy później trzeba to zrobić, ale człowiek wyszukuje rozmaite powody by odsunąć to w czasie jak najdłużej. Dla mnie takim tematem było przygotowanie i dopasowanie zamknięć do zbiorników w kilach. Jak pamiętacie po spawaniu poszycia miałem sporo zabawy z jego prostowaniem. Niestety nie dało się wyprostować go tak by zapewnić 100% płaskość, a w efekcie szczelność pokryw. Nie bardzo wiedziałem jak to rozwiązać. W końcu wpadłem na pomysł, by zamówić wewnętrzne ramki z grubszej blachy, które wspawane do wnętrza otworów utworzą płaskie flansze. Wyrysowałem je w AutoCAD, zamówiłem, panowie z Zakładu Żarna pięknie je laserkiem wypalili i w sobotę przystąpiłem do prac.

Musiałem te flansze spasować z deklami, by przewiercić w deklach dokładnie otwory mocujące, potem wszystkie otwory we flanszach musiałem nagwintować (ok 200 sztuk). W niedzielę przystąpiłem do montażu – wspawywania flansz. Nie udało się skończyć w niedzielnę, a ponieważ chciałem mieć już to z głowy wziąłem wolne na poniedziałek i dokończyłem cały montaż. Pozostaje tylko zaspawać „na gotowo” zamontować uszczelki (już zamówione) sprawdzić szczelność zbiorników i po zamontowaniu w pokrywach „Zestawów montażowy do zbiornika paliwa” – VETUS’a oddać pokrywy do cynkowania i odfajkować temat.

Szczegóły jak zwykle odnajdziecie na fotkach.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona piętnasta)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | Dodaj komentarz

Praca w kokpicie

W kokpicie mam cztery schowki – bakisty. Na lewej burcie jest spora bakista ogólnego przeznaczenia, a pod oparciem umieściłem schowek na sprzęty czyszczące. Na prawej burcie jest zaplanowany schowek na węże do wody oraz schowek na generator i dryfkotwę Jordana. Chciałem by te schowki miały wygodnie otwierane pokrywy bez ulubionych zamknięć tyku kandahar. Kobiety doskonale wiedzą co mam na myśli. Dla niewtajemniczonych powiem, że te typowe zamknięcia do bakist są źródłem największej liczby siniaków na nóżkach naszych miły Pań.

Wstrętnym siniakotwórcom  mówimy stanowcze nie.

Musiałem więc popracować nad innymi rozwiązaniami. Opracowałem pokrywy bakist tak by nie było wystających części, a zawiasy i zamknięcia będą wpuszczane w drewno i w pokrywy. Cały weekendowy wyjazd spędziłem budując te pokrywy. Jestem bardzo zadowolony z efektu końcowego. A jak wszystko będzie obłożone drewnem to sądzę, że kokpit naprawdę będzie przyjemnym miejscem.

Pozostało tylko wybrać jakieś fajne zamknięcia do bakist. Szukałem gotowych rozwiązań, Po paru godzinach googlowania w internecie znalazłem zamknięcia które mi się podobały. Jednak po otrzymaniu cennika od producenta o mało nie zemdlałem. Wydanie prawie 6tys. za zamknięcia do bakist to trochę sporo. Cóż znowu w ruch poszedł AutoCAD i moja ulubiona firma z Olsztyna. Efekty zobaczycie na zdjęciach.

Teraz pokrywy czekają na dopasowanie zawiasów i zamknięć – jak to zrobię – pojadą do cynkowania.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona czternasta)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | Dodaj komentarz

Pokonany przez pogodę

W ubiegłym tygodniu miałem trochę drobnych prac: dokończyłem bakistę, oszlifowałem i pomalowałem farbą zabezpieczającą całą rufę, oszlifowałem i przygotowałem do spawania od wewnątrz tunel steru strumieniowego oraz zacząłem zamykać małe pudełko na dziobie. Dziobowa komora łańcuchowa będzie całkowicie zamknięta od strony wnętrza jachtu. Ponieważ „podłoga” tej komory musi być nad linią wodną, by woda z wciąganego łańcucha, plus wpadająca ewentualnie przy dużych falach: wypływała przez zamontowany przepust w burcie. To z kolei w naturalny sposób wymusiło zamkniecie na „głucho” przestrzeni pod podłogą komory łańcuchowej. Pracowałem nad dopasowywaniem kawałków blachy i zaspawaniem tej przestrzeni. Nie dokończyłem tej pracy, bo dzionek dobiegł końca i trzeba było wracać do domku.

Wczoraj wystartowałem raniutko. O 9:30 byłem już zwarty i gotowy do pracy. Plany miałem ambitne. Chciałem dokończyć zamykanie pudełka na dziobie, zamknąć komorę łańcuchową, przygotować komorę na ster strumieniowy, dopasować dekle do zamykania,  kilów i skegu. Ponieważ przyszły z USA węże do wody, o których wspominałem chciałem też opracować schowek na te węże, a przy okazji zawiasy do klap (bakista, schowek na sprzęt czyszczący, schowek na węże, schowek na generator i dryfkotwę Jordana).

Pogoda była od rana wyjątkowo agresywna. Temperatura w cieniu dochodziła do 35 stopni. Sądzę, że na słoneczku było ze 45, a wewnątrz kadłuba lekko mogło dochodzić do 60 stopni. Jak zacząłem spawać to jeszcze troszkę się ogrzało. Efekt był taki, że wychodziłem na zewnątrz na słoneczko, by się trochę … ochłodzić. Po czterech godzinach pracy (zamknąłem pudełko dziobowe) miałem dość. Uznałem, że jeszcze trochę i padnę trupem. W początkowych planach miałem zamiar popracować jeszcze w niedzielę raniutko i ok 12:00 śmignąć do domku. Po obiadku i namyśle stwierdziłem, że jednak wracam do domu.

Zrobiłem jeszcze tylko modelowy zawias do klap – dopasowałem go i przyspawałem, tak by sprawdzić jego działanie w praktyce. Na fotkach macie te zawiasy uwidocznione. Ich wygląd może wydać się dziwny, ale nie zapominajcie, że kokpit będzie wyłożony drewnem – teakiem i mahoniem. Te kółeczka zawiasów będą z wypolerowanej nierdzewki i będą się chowały w wałeczku mahoniowym obkładającym górę oparcia.

Tak więc po raz kolejny pogoda mnie pokonała. Ale nie mam do siebie pretensji. Tak jak port jest najlepszym sposobem sztormowania dla żeglarza, tak unikniecie udaru czy zawału w piekarniku kadłuba może być wskazane dla „stoczniowca”.

Chyba dobrze zrobiłem, bo dzisiaj rano o 8:00 (niedziela) było 32 stopnie w cieniu.

W przyszły weekend, jadę za to, na trzy dni.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona czternasta i piętnasta)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 11 komentarzy

Bakista

Hhhmmm bakista… to ważna rzecz na jachcie, potrafi być bardzo potrzebna i bardzo wkurzająca. Dla niewtajemniczonych za Wikipedia podaję następującą definicję:

Bakista – schowek w postaci skrzyni otwieranej do góry, stosowany na jachtach, kutrach i innych statkach wodnych o podobnej wielkości. Stanowi element zabudowy wnętrza kabiny, lub wbudowany może być w zagłębienie pokładu zwane kokpitem. Najczęściej jego wieko stanowi koja lub inne siedzisko. Bakista służy do przechowywania różnych rzeczy. Jeżeli jest umieszczona w kokpicie, schowane w niej są przede wszystkim elementy wyposażenia pokładu i takielunku.”

Na Fayce przewidziana jest jedna bakista w kokpicie na rufie na lewej burcie. Dodatkowo w kokpicie przewidziane są jeszcze: schowek na sprzęt czyszczący (szczotki, mopy, ścierki itp) schowek na wąż do mycia i nabierania wody, schowek na generator oraz schowek na dryfkotwę Jordana. Choć ostatnie dwa schowki można by też nazwać bakistami jednak w tradycyjnym znaczeniu na Fayce przewidziana jest jedna bakista.

Dla mnie bakista musi spełniać parę podstawowych kryteriów, by nie wkurzała i była użyteczna. Są to:

  • wielkość – musi być odpowiednio duża by pomieściła wszystkie potrzebne rzeczy
  • dostępność – do wnętrza bakisty musi być wygodny dostęp z kokpitu także w trudnych warunkach, ważne jest by np: nie dostać pokrywą w czaszkę.
  • głębokość – bakista powinna być duża, ale nie za głęboka. Przeciętny człowiek klęcząc nad krawędzią bakisty musi mieć możliwość sięgnięcia do każdego jej miejsca bez „nurkowania do środka”
  • sucha – ponieważ zawsze istnieje ryzyko nalania się wody przez otwartą klapę bakista musi mieć szpigaty (odpływniki) zapewniające szybkie pozbycie się tej wody z bakisty.
  • równa – bez zakamarków w których mogą „skrywać się” różne potrzebne przedmioty.

Wychodząc z takich założeń ,zacząłem w ten weekend pracę nad bakistą. Praktycznie udało mi się ją skończyć. Znaczy to, że jest wstępnie poskładana przygotowana do spawania „na gotowo”. Piszę praktycznie, bo zabrakło mi jednego małego trójkącika do wstawienia, ale robił się już wieczór i musiałem zakończyć sesję. Ostatecznie i tak wracałem do domu po ciemku.

Oprócz bakisty wyciąłem także otwór pod króciec rury wydechowej, osadziłem ten króciec (VETUS’a). Osadziłem także gęsią szyjkę do układu wydechowego. Musiałem zrobić te elementy teraz, bo po zrobieniu bakisty, byłoby bardzo trudno tam dojść ze spawarką.

Szczegóły możecie zobaczyć na zdjęciach.

W poniedziałek trochę odchorowałem tę sesję. Obawiam się, że miałem mini udar termiczny. Niestety w kadłubie – pomalowanym na ciemno-czerwono, niewyizolowanym, wystawionym na słoneczko temperatura była trochę dyskomfortowa. Nie wiem czy nie przekraczała 50 stopni. Do blach ciężko było dotknąć gołą ręką. No i w poniedziałek bolała mnie głowa i miałem mdłości. Ale na szczęście we wtorek było już OK.

Odwiedził mnie też Pan Marek z Arizony. Pan Marek jest czytelnikiem mojego bloga i sam myśli o budowie jachtu. Mam dużo ciekawych dialogów technicznych z Panem Markiem, które zamierzam opublikować (mam jego zgodę). Nawet strzeliłem małe  faux pas. Pan Marek przyjechał z żoną i w trakcie naszej rozmowy o żeglowaniu padło pytanie czy jeszcze gdzieś się wybieram na żagle. Ja stwierdziłem, że  jeszcze tylko na tydzień do Finlandi, ale że już wykorzystałem trochę urlopu na obóz taneczny i rejsik po Bretanii. Na hasło obóz taneczny, żona Pana Marka się uśmiechnęła i powiedziała „O to jest myśl. Kochanie masz zgodę na budowanie jachtu, jak zaczniesz chodzić ze mną na tańce.” Pan Marek przeszył mnie wzrokiem i powiedział: „Mógłby Pan uważać co Pan mówi, bo widzi Pan jak łatwo na człowieka sprowadzić nieszczęście :)”

W tygodniu poczyniłem też mały zakup. Kwota może niewielka, ale idea warta poruszenia. Parę miesięcy temu przeglądając katalog firmy Jabsco (tej od kibelków jachtowych) znalazłem ciekawy patent: wąż do wody zwijany spiralnie. Każdy z Was, kto kiedykolwiek mył jacht lub musiał napełnić zbiorniki jachtowe wodą, doskonale wie jak złośliwe bywają węże do wody. Zawsze są na dnie bakisty, zawsze są splątane, zawsze przy zwijaniu są ciężkie, bo pełne wody. Idea węża spiralnego jest stara jak świat i od lat stosowana w pneumatyce. Przypomnijcie sobie jak wygląda wąż zasilający pistolet do odkręcania kół u wulkanizatora. Podjąłem wyzwanie zakupienia takiego węża. Niestety doznałem porażki. Polski dystrybutor nie był w stanie mi go sprowadzić i już (sic!).

Grzebiąc ostatnio w zasobach sklepu o wdzięcznej nazwie: www.simplygoodstuff.com, w którym kupiłem fajne patenciki do zwijania kabli elektrycznych, natrafiłem na podobne węże do tych oferowanych przez Jabsco. Zakupiłem paroma kliknięciami dwie sztuki – razem 100 stóp czyli ponad 30 metrów. Co ciekawe Jabsco kosztował 420PLN za 16m, a te z USA 308,89PLN za 30m z transportem. 272% taniej!!! Znowu trochę kaski w kieszeni. Jak zamontuję schowek na te węże dam znać. Mam już kupiony materiał – przygotowywałem się przecież do do tych zamówionych Jabsco’wych 🙂

Że patent jest używany – przekonałem się w marinie St Malo w Bretanii. Szczegóły na załączonym obrazku.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona czternasta)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | Dodaj komentarz

Psucie kadłuba !!!

Rufa pierwszy gotowy element – skończona, ale czy gotowa?

Jak podobno mawiał towarzysz Dzierżyński „wierzyć, ale sprawdzać”. Postanowiłem zatem wierzyć, ale jednak sprawdzić… szczelność rufowych „pudełek”. Zakupiłem stosowny pół-calowy zawór kulowy, króciec oraz rurkę stalową i w sobotę ruszyłem do stoczni. Na początek oszlifowałem wszystkie spawy na rufie, tak by szczelność sprawdzać na docelowych strukturach. Następnie wywierciłem po jednym otworku w każdej części rufy i przyspawaliśmy rurki. Do tej rurki był przykręcany zawór, do niego króciec, a do króćca podłączaliśmy sprężarkę. Po napompowaniu do 1 atmosfery (to jest ze dwadzieścia razy więcej niż będzie w rzeczywistości)  spryskaliśmy całość wodą z mydłem. Okazało się, że Leszkowe spawy są znakomite. Konieczne było zaspawanie tylko trzech mikro otworków w prawej i trzech w lewej części rufy.

Zatem rufa jest gotowa i sprawdzona… Szczegóły znajdziecie na fotkach.

W czasie, gdy ja oszlifowywałem spawy, Leszek spawał ożebrowania pod knagami oraz mocowania i wzmocnienia podwięzi wantowych. Pospawał także dodaną przeze mnie wręgę 2A oddzielającą forpik. Trochę mi się znowu zebrało za zbyt „aktywne” posmarkanie spawarką inwertorową (elektrodą). Zawsze jak napaskudzę szlaki w łączeniach, to Leszek się wścieka, bo mu się podczas spawania Migomatem wszystko gotuje i pryska po całej okolicy. Potem jest: Tyle razy cię prosiłem, króciutkie hewciki. Po cholerę ciągniesz takie długie „spawy” itd. Ja sam nie wiem po cholerę, czasami tak mi po prostu wychodzi i wtedy muszę pozbierać od Leszka. Ma chłopina cierpliwość do mnie, nie ma co :).

Niestety za dobrze szło i skończył się drut w Migomacie, no i fajrant ze spawaniem.

Pogoda w niedzielę także była prześliczna.

Ostatnio z różnych względów trochę mnie przyhamowało z budżetem na budowę Fayki. W zasadzie jestem w takim momencie, że powinienem dosypać ok. 150kPLN, aby przesunąć budowę na kolejny etap – czyli do malowania i wykańczania wnętrza. Powinienem zakupić silnik, kompletny zespół napędowy, generator, kompletny układ sterowania, kompletny dziób (będzie z nierdzewki), cały osprzęt pokładowy. Chwilowo nie dysponuję wolnym kapitałem na ten cel, więc trzeba więc znaleźć pozytywne strony tej sytuacji.

Muszę wrócić w swojej opowieści do momentu spawania kadłuba. Po zmontowaniu kadłuba jego pospawanie „na gotowo” zleciłem mojemu drugiemu bratu – Czarkowi. Czarek jest zawodowym spawaczem świetnie znającym swój fach. Jest jednak pewne „ale”.  Czarek w pracy spawa duże ciężkie konstrukcje stalowe. Niestety do spawania kadłuba podszedł podobnie jak do tych konstrukcji. W efekcie kadłub jest bardzo mocny – pospawany grubymi silnymi spawami z tzw. pełnym przetopem, ale w efekcie (ubocznym) w kilku miejscach wystąpiły brzydkie odkształcenia w płaszczyźnie burt. Te odkształcenia to albo wystające bąble albo wklęsłe miski. To oczywiście zależy od tego czy patrzymy od zewnątrz czy od wewnątrz :). Normalnie, gdybym gonił do przodu z robotą to olałbym ten temat – sądzę, że na wodzie i tak nie będzie nic widać. Ponieważ ma się albo pieniądze albo czas – to ja właśnie teraz mam czas.

Postanowiłem więc pobawić się z prostowaniem tych detali.

Prostowanie jest oczywiście technicznie proste… jak sama nazwa wskazuje. Trzeba ponacinać uwypuklony obszar, powalić młotem i zespawać. Tak też zrobiłem, ponacinałem, powaliłem młotem, a spawanie zostawiłem na czas, kiedy zostanie zakupiony drut do Migomatu. Efekty możecie podziwiać na zdjęciach.

Na koniec zużywając ostatnie resztki tlenu i acetylenu z butli poodginaliśmy z Leszkiem podwięzie wantowe do odpowiednich kątów. Na tym zakończyłem prace stoczniowe na lipiec. W sobotę wyjeżdżamy z Wiesią na obóz taneczny, potem tydzień przerwy, a potem śmigamy z przyjaciółmi Martą i Witkiem do Bretanii na tygodniowy rejsik po Atlantyku.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona czternasta)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | Dodaj komentarz

Pierwszy gotowy fragment

Dostałem dzisiaj pstryczka w nos od vidocq, że już miesiąc nic się nie dzieje na blogu. Niestety to jest fakt, poleniłem się ostatnio, trochę mnie wena twórcza opuściła. Najlepiej zwalę to na pogodę, tak to właśnie przez pogodę nie mogłem pisać.

W stoczni coś się jednak działo. Skończyłem pierwszy gotowy fragment jachtu, a mianowicie rufę. W sensie konstrukcyjnym rufa jest gotowa. Walczyłem z tym ostatnie dwa tygodnie (weekendy). Szczegóły oczywiście możecie zobaczyć na fotkach.

Na kompletną rufę składają się trzy elementy:

  • poszycie burt i dna – wyoblone i wymodelowane zgodnie z moim zamysłem. Na krawędzi jest oczywiście przyspawana rurka stalowa, która palnikiem ukształtowałem w docelowe łuki. Ta metaloplastyka zajęła mi prawie cały dzień.
  • konstrukcja wzmacniająca – tworząca mocny, swoisty zderzak na rufie. Ten zderzak składa się z dwóch szyn stalowych przyspawanych z jednej strony do pawęży (a pawęż w Fayce jest przez przypadek dwa razy mocniejsza niż przewidywał Paul) z drugiej strony do tych szyn przyspawana jest poprzecznie grubościenna rura stalowa tworząca właściwy zderzak. Jego celem jest głównie ochrona delikatnych elementów samosteru, które później będą zamontowane na rufie.
  • platforma kąpielowa – z tym było najwięcej pracy. Musiałem ukształtować przestrzenne pudełko o bardzo nieregularnych kształtach, łącznie z łukami prowadzenia cięgien do samosteru. Po dwóch dniach docinania, wyginania, przymierzania itd, udało mi się wszystko ładnie dopasować i „poheftować”

Całość została bardzo dokładnie oczyszczona – do srebrnego metalu, częściowo przy pomocy szlifierki kątowej, z założoną szczotką drucianą, częściowo papierem ściernym, częściowo ręczną szczotką drucianą, częściowo pistoletem do piaskowania – ale to mało, bo piasek był wilgotny i nie za bardzo chciało działać. No tak znowu ta pogoda, chyba się uwzięła na mnie.

Następnie całe wnętrze zostało dokładnie trzy razy (z przesuszaniem) pomalowane dobrą farbą antykorozyjną. No i na koniec Leszek zaspawał wszystko na głucho. Pewnie możecie zapytać czy nie boję się korozji na wewnętrznych ściankach tego zamkniętego pudełka? Odpowiem, że raczej się nie boję. Pudełko jest naprawdę szczelne, mocno pospawane, sprawdzone kilka razy. Zresztą będzie także zamalowane od zewnątrz, kilkoma warstwami podkładu, epoksydu itp. Zatem wnętrze nie ma dostępu świeżego powietrza (a konkretnie tlenu), czyli korozja nie może zachodzić – bo brak jest tlenu. Pewnie coś tam sobie skoroduje, ale sądzę że trzydzieści lat wytrzyma, potem to nie mój problem :).

Oprócz rufy, Leszek przyspawał „na gotowo” knagi do pokładu. Na razie są oklejone taśmą izolacyjną, by przypadkiem nie uszkodzić ich pięknych polerowanych powierzchni.

W ten weekend miałem wykańczać rufę z zewnątrz – czyli oszlifować trochę spawy, oczyścić z rdzy i pomalować farbą podkładową. Jednak w piątek byłem tak wykończony po ostatnich dwóch tygodniach w robocie, że zostałem w domu i dokończyłem projektowanie drabinki oraz spoilera wraz z bimini. No i popisałem trochę bloga.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona trzynasta)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 4 komentarze

Biżuteria

Nie wiem, czy już wspominałem, ale Pan Andrzej z firmy Poler-Grand robi dla mnie piękne elementy z nierdzewki 316L. Firma Pana Andrzeja zajmuje się generalnie produkcją elementów ozdobnych ze stali nierdzewnych: balustrady, poręcze, balkony i inne. Bardzo długo szukałem kogoś, kto podjął by się realizacji elementów giętych ze stali nierdzewnej do mojej Fayki. Dzwoniłem,  pisałem do różnych firm polskich, angielskich i nic. Nikt nie był zainteresowany. Dopiero Pan Andrzej dał mi szansę porozmawiać o moich potrzebach. W końcu udało się go namówić na przyjęcie zlecenia. „Namówić” to może mało powiedziane :). Ja po prostu strasznie Pana Andrzeja wymęczyłem. Pierwszym zleceniem były kluzy. O nich pisałem wcześniej – 11 Listopada. Drugim zleceniem były knagi. Jak już pisałem odebrałem je w połowie lutego, ale dopiero w tę sobotę zacząłem montaż.

Najpierw jednak zająłem się wewnętrznym mocowaniem podwięzi. Podwięzie jako elementy przenoszące praktycznie większość siły napędowej żagli (na jachtach z ożaglowaniem bermudzkim oczywiście) muszą być bardzo mocno osadzone. Wyrwanie podwięzi z kawałkiem pokładu w czasie sztormu nie jest wymarzoną żeglarską przygodą. Konstrukcja musi być taka by prędzej zerwała się wanta czy sztag niż wyrwała podwięź. Zrobiłem zatem do każdej z nich stosowne konstrukcje mocujące z porządnego płaskownika 6x60mm ze stali 18G2A. Tak na marginesie, to te płaskowniki powstały przy okazji w trakcie zlecania wycięcia okien nadbudówki. Zamiast wywalać odpady narysowałem w AutoCADzie w miejscach odpadów serię płaskowników. Laser to pięknie powycinał i mam fajny materiał do konstrukcji.

Podwięź sztagu głównego będzie przyspawana od wewnątrz do dziobnicy i małej dodatkowej wręgi podpokładowej. Podwięź babysztagu ma własną wręgę pod pokładem, podwięzie burtowe (wantowe) mają konstrukcje mocujące je do pokładu i burt na odcinkach prawie jednego metra każda. Zaś podwięzie achtersztagu są przyspawane do pawęży, a tę mam bardzo mocną. zatem konstrukcja jest z gatunku: гнется не ломается.

Na tym zakończyła się sobota. Aha pogoda była prześliczna.

W niedzielę poranek był jeszcze prześliczniejszy niż sobotni wieczór. Rozpocząłem montaż knag. Każda knaga oprócz przyspawania do pokładu od góry od spodu ma dodatkowe żebro wzmacniające i usztywniające mocowanie tejże. W rozmowie z Panem Andrzejem wspomniałem żartem, że knagi mogły by być tak mocne, że można by na nich powiesić jacht. Tuż przed odbiorem Pan Andrzej zadzwonił do mnie i wspomniał, że knagi są fajne, ale kosztowały nieco drożej, bo skoro zamierzam na nich podnosić jacht… to oni pospawali je z fazowaniem i w efekcie są niezwykle wytrzymałe choć wyszły nieco drożej. Na moje „ale ja żartowałem z tym zawieszaniem jachtu” Pan Andrzej powiedział oopss, już i tak je zrobiliśmy. Zatem knagi też są mocne.

Dopasowałem je do pokładu, dopasowałem żebra, wszystko przygotowałem, ale nie zostały jeszcze przyspawane „na gotowo”. Knagi są pięknie wypolerowane i spawanie może ten stan niestety zmienić. Podczas spawania roztopiony metal pryska wżerając się w nierdzewkę. W tym miejscu pojawiają się potem paskudne kropki korozji. Przed spawaniem knagi muszą być dokładnie zabezpieczone – oklejone. Zresztą to zabepieczenie pozostanie na nich dłużej – nie chcę później ich samodzielnie polerować.

Efekt pokładu z osadzonymi knagami jest moim zdaniem bardzo dobry. Coraz bardziej łódka przypomina łódkę. A elementy z nierdzewki to tytułowa biżuteria zdobiąca mój jacht. Jak dodam jeszcze relingi, kosze, balustrady itd, to dopiero będzie ładny widoczek.

Na koniec zabrałem się za rufę. Wyrysowałem kształt rufy wyciąłem go w ładne obłości. Następnie nagrzewając palnikiem rurkę ozdobną, bawiłem się w metaloplastykę artystyczną. Robiąc te prace doszedłem do wniosku, że niestety zakupione drabinki muszę wywalić.

Trochę szkoda, może uda się je do czegoś wykorzystać lub sprzedać.

Co mnie do takiej decyzji skłoniło. Fayka ze swoją konstrukcją dwóch kilów może stanąć na osuchach pływowych. Czyli podjeżdżamy sobie do portu w Normandii, rzucamy kotwicę, czekamy na odpływ, jacht sobie staje na dnie a my w kaloszkach wędrujemy na zakupy i do knajpy. Jednak z platformy kąpielowej do poziomu ziemi jest 170 cm. Po spuszczeniu drabinek, które zakupiłem wcześniej, od końca drabinki do ziemi pozostawało prawie metr. O ile przy wyłażeniu z wody, to żaden problem, o tyle z ziemi nie ma szansy doskoczyć. Zatem drabinka musi mieć ok 150cm. Wymyśliłem składaną konstrukcję i po zaprojektowaniu szczegółów, będę się przymilał do Pana Andrzeja. W efekcie końcowym będzie znacznie więcej miejsca na platformie kąpielowej i na tych Karaibach nie będę się na niej cisnął z butlami do nurkowania 😉

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona dwunasta i trzynasta)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 4 komentarze

Nalot na stocznię…

Zaczęła się nudna część roboty. To trochę jak z budową domu. Gdy mury rosną, każdego tygodnia widać postęp prac. Ale w końcu wchodzimy w taki etap, że pracy jest mnóstwo, a efektów praktycznie nie widać. To samo mam z Fayką, zaczynam spędzać całe weekendy pracując  nad elementami, których  nawet nie ma jak umieścić na fotografii.

Ale nie ma co marudzić, trza brać się ostro do roboty. W stoczni wylądowałem trochę później niż zwykle, bo na wieczór zapowiedzieli się moi przyjaciele żeglarze: Darek, Andrzej, Rafał, Józek, Czarek no i piękniejsze połówki dwóch ostatnich Ania i Ewa. Wybraliśmy się prawie całą rodzinką. Towarzyszyły mi Wiesia, Ala i Hania. Jak to bywa wyruszyliśmy nieco później niż wyruszam sam. Do pracy mogłem przystąpić dopiero koło dziesiątej trzydzieści. W środku roboty miałem małą przerwę na wizytę u Ani na fotelu. Musicie wiedzieć, że Ania leczy mi zębiska już od dwudziestu pięciu lat. Niestety cały czas ma co robić. A może stety, bo to znaczy, że cały czas mam jeszcze własne zęby 🙂

Mimo to zrobiłem sporo. Osadziłem do końca podwięzie wantowe i sztagowe, Leszek je porządnie przyspawał. Wówczas okazało się, że coś pochrzaniłem z kątami i marnie pasują ich nachylenia. Zrobiłem więc model masztu (do pierwszego salingu – 1/3 czyli ok 6m) i wymierzyłem dokładnie kąty nachylenia podwięzi. Następnie palnikiem acetylenowo-tlenowym nagrzewałem te elementy i przy pomocy  konkretnego kawałka profilu stalowego odginałem je do właściwego kąta. Ciężka fizyczna praca. W międzyczasie dojechał Czarek z Ewą i ostatnie podwięzie doginaliśmy we trzech z Leszkiem.

Wcześniej wyciąłem otwory pod włazy i wstępnie osadziłem przygotowane przez Zakład Żarna flansze do włazów z nierdzewki 316L. Są dwa włazy: jeden ewakuacyjny z kabiny dziobowej spełniający normy bezpieczeństwa w tym zakresie (co najmniej 60×60 cm), drugi właz to wejście do forpiku. Przez niego będzie można wydobyć odbijacze, żagle i inne „potrzebne rzeczy”. Wybrałem rozmiar najmniejszy, ale taki przez który dałem radę przejść. Wiesia oczywiście szydzi, że z moim brzuszyskiem utknę w tym włazie na amen, ale wykonałem stosowne testy i daję radę 🙂 Zresztą do forpiku będą też drzwiczki od strony kabiny dziobowej więc będzie można mnie od dołu wypchnąć na pokład…

Na tym w zasadzie zakończyły się prace stoczniowe na ten weekend.

Nuda panie, nuda jak w polskim filmie….

Niebawem nadjechał Józek z Anią a w chwilę później wczesnym wieczorem nadciągnęła grupa żeglarska z zachodu. Towarzystwo przeprowadziło inspekcję na budowie. Mam nadzieję, że im się podobało choć to jeszcze nadal kupa żelaza, a nie piękny jacht.

Imprezka pięknie się rozwinęła, Leszek, który nomen omen miał dzień wcześniej urodziny stanął za grillem i przygotował nam świetne grilowanki. Panie zrobiły wcześniej pyszne sałatki i ciasta. Wszystko szczodrze podlewane piwkiem zapewniało nam fajną zabawę. Na chwilę dołączył Bronek nasz pilot-instruktor oraz nasz (Leszka i mój) najmłodszy brat Rafał. Leszek dostał od nas (Wiesi i mnie) w prezencie urodzinowym klasyczne gogle, które zarówno mogą służyć jako motocyklowe, ale przede wszystkim jako samolotowe. Będą jak znalazł, gdy Leszek zrealizuje marzenie zbudowania klasycznego samolotu Renegade.Ja w nich wyglądam jak Crazy Frog, ale Leszek to co innego 🙂

Raniutko po śniadanku zabraliśmy całą ekipę na lotnisko, gdzie każdy miał okazję polatać z Bronkiem naszym samolotem. Warunki były trudne – wiał silny wiatr, ale Bronek to świetny pilot, a żeglarze wiatru w okolicach piątki się nie boją.

Po lataniu ekipa rozjechała się do domów.

Już w domu naszła mnie myśl, że trochę tak rzuciłem na rybkę, iż w zbiornikach Fayki ma się zmieścić ok tysiąc litrów paliwa, a zdaje się, że Rafał miał co do tego wątpliwości. Zmierzyłem więc wszystko z moich rysunków. W każdym zbiorniku pomieści się 350 litrów paliwa. Daje to razem 700. Ten tysiąc łaził mi po głowie pewnie dlatego, że opcjonalnie można by jeszcze wykorzystać jako zbiornik ostrogę przed sterem (skeg). Tam zaś powinno wejść jeszcze ok 200 litrów. Ale jeszcze nie zadecydowałem, czy mi się chce to robić. Może jako zbiornik rezerwowy, ale tylko do kuchni i ogrzewania. Zobaczymy.

I tak mając 700 litrów paliwa, to przy jeździe z prędkością 6 węzłów i zużyciu ok 4 litrów na godzinę dostajemy 175 godzin pracy (ponad siedem dób) oraz 1000 mil zasięgu na jednym tankowaniu. Całkiem sporo, nieprawdaż?

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona dwunasta)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | 2 komentarze

W cieniu tragedii …

Wystartowałem do stoczni raniutko, by zacząć pracę możliwie najwcześniej. O 9-tej byłem już w ubranku roboczym i kontynuowałem swoją metaloplastykę przy rurze steru strumieniowego. Kończyłem już pracę, gdy przyjechał Leszek i powiedział mi, że w Smoleńsku rozbił się samolot prezydencki.

Porozmawialiśmy z Jolą i Leszkiem chwilę na ten temat. Ale cóż tu było gadać.  Straszna tragedia, trzeba pomodlić się za zmarłych, sprawdzić co poszło nie tak, by w przyszłości nie popełniać tych samych błędów i żyć dalej. Nie będę się na ten temat rozwodził, bo i tak moim zdaniem za dużo ludzie gadają, a za mało robią. Mój blog jest o czym innym.

Dokończyłem wyginanie krawędzi tunelu, jednak z uwagi na poszarpane krawędzie cięcia palnikiem musiałem wyrównać wszystko szlifierką kątową, a następnie dorobić odpowiednie wstawki. Przygotowałem wszystko do spawania i Leszek pięknie pospawał całości Migomatem. Ja to później oszlifowałem i pomalowałem podkładówką. Efekt widoczny na zdjęciach.

To tyle w sobotę.

Następnego dnia wyciąłem otwory pod podwięzie wantowe i sztagowe, oraz osadziłem wstępnie gotowe podwięzie wykonane jeszcze w tamtym roku przez panów z mojego ulubionego zakładu Żarna. Do podwięzi baby-sztagu wyciąłem także z blachy 6mm listwę wzmacniającą przyspawaną pod pokładem, tak by próba wyrwania podwięzi musiała zakończyć się wyrwaniem ze czterech metrów kwadratowych pokładu. Chyba lepiej by pękł sztag 🙁

Ostatnią rzeczą w niedzielę było osadzenie w pawęży specjalnego profilu z nierdzewki. Profil będzie służył jako zakończenie pawęży, oraz wygodne miejsce do mocowania różnych rzeczy. Z tego powodu ma on przyspawany kawałek blachy z otworami w kształcie grzebienia. To pozwoli w razie potrzeby wygodnie coś przywiązać na rufie. Koledzy żeglarze wiedzą, że miejsc do podwiązania czegoś tam, nigdy dosyć na jachcie.

Na koniec pomalowałem kokpit podkładówką, bo w przyszłym tygodniu koledzy zapowiedzieli „nalot na stocznię” , a nie chciałem, by towarzystwo pobrudziło sobie przyodziewek w kokpicie. Ostatecznie nie każdy ma takie fajne ubranko jak moje 🙂

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona dwunasta)
Zaszufladkowano do kategorii Gotowe | Dodaj komentarz