Dziesięć lat…

Przez dziesięć lat proszę nie wymawiać przy mnie słowa ołów :(.

Nareszcie skończyłem przetapianie materiału wyjściowego – jak pamiętacie kulek ze strzelnicy w piękne sztabki przypominające srebro. Już w ubiegłym tygodniu robota była ciężkawa. Panowie z punktu skupu złomu, z którego kupowałem materiał, zorientowali się, że sami mogą sprzedać mosiądz i postanowili wstępnie przetapiać materiał we własnym zakresie. Robili to chyba bardziej chałupniczo niż ja, bo ich produktem wyjściowym były takie nieforemne pecyny porowatego ołowiu. Ponieważ chłopaki na złomowisku są zwykle krzepkie, to i pecyny były spore – średnio po 35-40 kg sztuka. W ubiegłym tygodniu walczyliśmy z tym we dwóch z Leszkiem. Niestety ja chłopak z za biurka, naderwałem sobie coś w lewym nadgarstku, no i łapka mnie nawalała tak, że musiałem zrezygnować z lekcji gitary. Niestety zamiast ją podleczyć pojechałem w sobotę do „odlewni” z ostatnią porcyjką towaru do przetopienia. Leszka nie było – pojechał do Krosna kupować kolejny samolot dla klienta. Zabrałem się za robotę sam, wyciąganie pecyn z bagażnika, ładowanie ich do garnka, przetapianie na sztabki, wlewanie do formy, wywalanie z formy i noszenie sztabek na pryzmę za jachtem zajęło mi całą sobotę od 10-tej do 17-tej. Narobiłem się jak dziki. No i lewa rączka słabo mi już działa. Pewnie parę dni upłynie zanim się naprawi. Zobaczymy. Jak do końca tygodnia będzie tak samo jak teraz – idę do ortopedy.

Ołowiu mam już DOŚĆ i to zarówno w sensie dostatecznej ilości,  jak i „powyżej dziurek w nosie”. Jeszcze tylko zostało wrzucenie go do kilów, ale to pewnie dopiero za parę miesięcy więc zdążę odpocząć do tego czasu 😉

Znam już koszty: wszystko razem – czyli materiał plus koszt gazu minus sprzedany mosiądz dało kwotę 14 626 PLN. Uzyskałem 155 sztabek po 24 kg czyli 3 720 kg czystego ołowiu. Zatem średnio cena wyszła po 3,93 PLN za kilogram. Obecnie cena ołowiu w hucie kształtuje się na poziomie 9,20 PLN brutto za kilogram plus transport wyjdzie na bank ok 9,50 PLN. Przy mojej ilości jestem do przodu ponad 20 tysięcy złotych !!! To tyle co potrzebuję na kompletny system nawigacyjny FURUNO z radarem i MaxSEA Time Zero.

Rozpocząłem także prace szlifiersko-spawalnicze. „Osadziłem dziury” jak to określił Leszek. A tak naprawdę to wspawałem w burty laserowo wycięte prostokątne elementy z blachy nierdzewnej 316L, będące ładnie obrobionymi szpigatami (odpływnikami). Moje pierwsze podejście do ich wycięcia zakończyło się porażką, bo wycinanie wąskich owalnych otworów szlifierką kątową jest bardzo trudne i efekty były tragiczne. Próbowałem obrabiać to pilnikiem, ale wtedy zrozumiałe,m co miał na myśli Leszek mówiąc, że użyta przez nas stan 18G2A jest znaczniej mocniejsza niż zwykłe ST3. Miałem wrażenie, że jest mocniejsza od mojego pilnika z Obi :). Ponieważ jestem mistrzem w wycinaniu prostokątów – zamówiłem w ulubionym zakładzie Żarna prostokątne blaszki z ładnymi owalnymi otworami. Te blaszki wstawiłem w miejsce swoich wyrąbanych szpigatów. Po zaspawaniu, oszlifowaniu i pomalowaniu będzie piękne.

Zaprojektowałem i przekazałem do zrobienia cały dziób z rolkami do kotwic Rocna, uchylnym bukszprytem, podwięziami do sztagu oraz płytą mocującą do windy kotwicznej Hector. Panowie z zakładu Żarna zrobią mi cały gotowy moduł, który wspawam do kadłuba. Ponieważ ten moduł jest dość skomplikowany wraz z rysunkami dostarczyłem model kartonowy. Pan Sławek Polanowski stawiał mnie przed swoimi kolegami za „wzór klienta”, który nie dość, że przygotowuje dokładne rysunki, to jeszcze dostarcza model. Mam nadzieję, że to zaowocuje ładnym i dobrze działającym dziobem mojej Fayki.

Dwa tygodnie temu odebrałem też knagi od Pana Andrzeja z Poler-Grand’u. Łał, prawdziwe cacuszka. Jeżeli wszystkie nierdzewki w Fayce, będą takie ładne to w marinach będę miał na pewno powodzenie 🙂 Spróbuję namówić Pana Andrzeja na wykonanie do Fayki relingów, szpryc budy, bimini, koszy dziobowych i rufowych. Mam nadzieję, że Pan Andrzej się zgodzi.

Tak czy tak sezon stoczniowy ruszył, zapraszam do śledzenia sprawozdań na bieżąco.

fotki: http://www.ciunczyk.com/slawek/Fayka/ (strona jedenasta)
Ten wpis został opublikowany w kategorii Gotowe. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Dziesięć lat…

  1. Wiechu pisze:

    Witam uff
    aż przysiadłem z wrażenia, ale powiem że świetnie spędziłem czas czytają i oglądając fotografie. Panie Sławku ja również doszedłem do wniosku że jacht konstrukcji stalowej jest dla mnie najbardziej odpowiedni jednak choć wydaje mi się że jestem dosyć mocno porysowanym gościem to na tak szalony pomysł bym się nie odważył. Pewnie kupię stalowy jacht najlepiej od ludzi z północy tam wolniej rdzewieją. To co pan zrobił wzbudziło u mnie cały koktajl emocji;przede wszystkim autentyczny podziw, (do niektórych fotek podnosiłem się z kolan bo słabo widziałem) szacunek dla wytrwałości / tej panu życzę do samego końca/ i trochę wątpliwości czy wobec takich postaw jak pańska ja pokonam wszystkie trudności stojące przede mną, mam nadzieję że tak. Trzymam kciuki za pański sukces. Życzę dużo zdrowia i zawsze stopy wody pod kilem. wiechu

  2. Slawek pisze:

    Dziękuję za ciepłe słowa, dla mnie to dodatkowa motywacja, jeżeli Pan pozwoli to dorzucę Pana mail do listy z powiadomieniami na blogu i fotkach. Odnośnie kadłuba stalowego to po co kupować zardzewiały nawet tylko trochę, gdy ktoś doświadczony mając moce przerobowe może zrobić nówkę sztukę jak z pod igły…. 🙂 W razie czego proszę o kontakt.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *